Zielony pomysł na srebrny wiek
Rozmowa z doktorem Ryszardem Kamińskim, dyrektorem Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Minikowie
Rozmowa z doktorem Ryszardem Kamińskim, dyrektorem Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Minikowie; ośrodek jest tegorocznym laureatem Nagrody Marszałka Województwa za adresowany do niesamodzielnych osób starszych projekt „Zielona opieka”
Ten projekt to pańskie dziecko. Skąd pomysł, wzorce, skąd wiara, że tradycyjne wiejskie gospodarstwo to dobre miejsce dla niesamodzielnych osób starszych?
Pomysł nie jest mój. Około roku 2002 zaraził mnie nim Kees Manintveld z Holandii, który jako ekspert przedstawiał tworzące się wówczas tego typu holenderskie gospodarstwa w powiatach biłgorajskim i leżajskim. Niewiele wtedy z tego wyszło, było na to w Polsce jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Kiedy około roku 2010 realizowaliśmy, jako KPODR Minikowo, program reorientacji zawodowej rolników, wróciły gospodarstwa opiekuńcze jako jeden z kierunków reorientacji dla gospodarstw agroturystycznych w Borach Tucholskich. Gospodarstwa te i tak były już otwarte na osoby z zewnątrz, szukały sposobu na wydłużenie sezonu turystycznego, coraz trudniej było im utrzymywać się z rolnictwa. Dzisiaj wiemy, że agroturystyka nie jest warunkiem koniecznym, chociaż łatwiej od niej zaczynać.
Opieka nad osobami starszymi czy niesamodzielnymi wciąż kojarzy się u nas ze stałym pobytem w ośrodku i formułą domu opieki społecznej. W Holandii i innych państwach zachodnich dominują formy wsparcia dziennego, które skierowane są do najróżniejszych grup odbiorców. Mnie i innym doradcom oraz właścicielom gospodarstw i samorządowcom z powiatu tucholskiego otworzyły się oczy, kiedy w 2014 roku zobaczyliśmy kilkanaście różnych gospodarstw opiekuńczych w Holandii. Osobną sprawą jest, jak to zrobić u nas, bo przecież wcześniej w Polsce nie udawało się to ze względu na szereg barier prawnych i administracyjnych. Pomysł, aby tak bardzo zaangażował się w taki projekt ośrodek doradztwa rolniczego, był nieco niekonwencjonalny i odważny, ale dzięki temu chyba właśnie się udało. Uważam, że większość z nas porusza się w sztywnych ramach i bardziej zwraca uwagę na ograniczenia niż możliwości.
Na jakich zasadach trafiły do programu gospodarstwa? Co braliście przede wszystkim pod uwagę? Czy jakoś je kontrolowaliście?
Jak wspomniałem, pierwszym kluczem była rozmowa z gospodarstwami zainteresowanymi reorientacją zawodową i agroturystycznymi. Naszym partnerem na początku było Stowarzyszenie Gospodarstw Agroturystycznych Bory Tucholskie. W ramach projektu finansowanego z regionalnej puli środków Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki 2007-2013 mogliśmy dofinansować dla chętnych niezwykle profesjonalny kurs opiekuna osoby starszej i niepełnosprawnej, ze stażem w Domu Pomocy Społecznej w Wysokiej koło Tucholi, a także wyjazd do Holandii i serię warsztatów z Keesem Manintveledem. Dobór pierwszych gospodarstw odbywał się więc w wielomiesięcznym procesie dyskusji, słuchania, oglądania dobrych przykładów. Nikt nie działał pochopnie. Ani gospodarstwa nie podejmowały decyzji zbyt szybko, ani my, jako organizator całego procesu, nie zgadzaliśmy się na łatwe kompromisy.
Osoby nieznające zagadnienia obawiają się, że podopieczni będą zmuszani do pracy w gospodarstwie, albo że opieka będzie nieprofesjonalna, a gospodarstwo nieprzygotowane. Opracowaliśmy indywidualny plan utworzenia gospodarstwa opiekuńczego (tzw. IPUGO) i z każdym gospodarstwem przeanalizowaliśmy konkretne uwarunkowania. Selekcja trwała długo i po drodze okazywało się, że to jest zadanie, którego nie da się realizować wyłącznie dla pieniędzy. Chociaż bez pieniędzy również jest to niemożliwe.
Okazało się, że „Zielona opieka” to sukces. Był pan zaskoczony?
Nie, nie byłem zaskoczony. Nie uważam też, że już osiągnęliśmy pełen sukces. Szansa na sukces leży w trwałości tej inicjatywy, jej upowszechnieniu i znalezieniu rozwiązań prawnych, które pozwolą tę niezwykle przyjazną formę opieki w zagrodzie rolnika – związaną ze wszystkimi „zielonymi funkcjami” gospodarstwa rolnego i dodatkowo raczej tańszą niż inne – wdrożyć w ramy finansowe i prawne. Ale jeżeli rozpoczęlibyśmy nasze działania od rozmów z ludźmi odpowiedzialnymi za zamiany przepisów, pewnie do dzisiaj trwałyby debaty na ten temat.
Wszyscy, którzy zobaczyli jak korzystna jest to forma działania, zdają się być przychylni. Po kilku latach udało nam się upowszechnić wiedzę o naszej innowacji. [W tym czasie uczestniczące w programie] gospodarstwa odwiedziły setki, a może i tysiące osób, w tym ministrowie. Koncepcja gospodarstw opiekuńczych wpisana została nawet do [rządowej] Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Ale potrzebne jest dopełnienie w postaci prostych regulacji pozwalających na formalne stwierdzenie kiedy możemy mówić o istnieniu gospodarstwa opiekuńczego i kiedy służby gminne (np. ośrodek pomocy społecznej) mogą kierować tam osoby potrzebujące. Prowadziliśmy na ten temat wiele rozmów, m. in. z samorządami i urzędami centralnymi, ale na ostateczny sukces, w sensie systemowym, jeszcze czekamy.
Po sukcesie pierwszej edycji przystąpiliście do drugiej. Co potem? Wywołaliście popyt na tego rodzaju usługi.
Miałem nadzieję, że KPODR Minikowo był tylko inwestorem zastępczym na pierwsze dwa lata, a dalej, zgodnie z obietnicami z poziomu województwa i Warszawy, wszystko zostanie uregulowane i wejdzie do praktyki nieinstytucjonalnych działań opiekuńczych. [Teraz] zaczynamy kolejny projekt. Osobiście postawiłem sobie za cel, aby wybierając kolejne 15 gospodarstw opiekuńczych intensywniej upominać się o obiecaną obudowę prawną. Srebrne tsunami nie jest czymś, na co dopiero czekamy. Ono już nas zalewa. Co prawda naszymi działaniami tylko w niewielkim stopniu przyczynimy się do rozwiązywania problemów opieki nad osobami starszymi i niesamodzielnymi, ale uważam, że każdy innowacyjny, niekonwencjonalny i trochę już sprawdzony pomysł powinien być [tu] brany pod uwagę.
27 lipca 2018 r.