Moniuszko urodził się na Białorusi, czyli Probaltica po raz 26.
Rozmowa z Henrykiem Gizą, dyrektorem Festiwalu Probaltica
Widziałam całkiem sporą kolejkę przed CKK Jordanki po wejściówki na koncerty Probaltiki. To dla pana niespodzianka?
Nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Już od kilku lat na kilka tygodni przed festiwalem spotykam się, nawet na ulicy, z pytaniami kto przyjedzie na festiwal, kiedy będą się odbywały koncerty i gdzie. Dzięki realizacji kilkuset znakomitych wydarzeń muzycznych podczas 25 poprzednich edycji cieszymy się zaufaniem publiczności. Uważam, że podział na kulturę wysoką, elitarną, i popularną od dawna się zaciera, obecnie jest wręcz sztuczny. Mam nadzieję, że coraz większa grupa odbiorców czuje potrzebę słuchania muzyki wykonywanej przez znakomitych artystów. Kiedyś było to zarezerwowane dla nielicznych.
Jak udało się panu zaprosić do Torunia Białoruską Orkiestrę Symfoniczną z Mińska oraz białoruskich solistów, którzy wystąpili na inauguracji? A Finów na koncert 12 maja? Czy Kujawsko-Pomorskie jest już takim miejscem, do którego chętnie przyjeżdżają wysokiej klasy wykonawcy zagraniczni?
W czasie pierwszych edycji festiwalu większości artystów zależało, aby w pierwszej kolejności wystąpić w Warszawie. Zarówno Toruń, jak i nasz region był traktowany jako odległa prowincja życia muzycznego, które toczyło się przede wszystkim w stolicy. Wszak już Stanisław Jerzy Lec pisał, że „i pies w Warszawie szczeka centralniej”. Jednak przez te lata udało nam się to zmienić. Obecnie artyści przyjeżdżają do nas chętnie, częstokroć uważając nasze miasto za kulturalną stolicę rejonu Bałtyku. A dlaczego Białoruska Orkiestra Symfoniczna? Stanisław Moniuszko urodził się w Ubielu na Białorusi, zaledwie 40 kilometrów od Mińska, w którym uczył się grać na fortepianie, a mimo to jest polskim kompozytorem. Pomimo dzielącej nas granicy politycznej mamy świadomość wspólnoty kulturowej naszych narodów, a celem Probaltiki jest tworzenie rzeczywistej współpracę artystów ponad tymi, niekiedy wręcz sztucznymi, politycznymi podziałami.
Na który z festiwalowych koncertów chciałby pan zwrócić szczególną uwagę publiczności?
Aby nikt nie miał problemu z tym który koncert wybrać, od wielu lat zapraszamy na wszystkie. A po to, by było to możliwe wiele lat temu wprowadziliśmy bezpłatne wejściówki, aby bez problemu również całe rodziny mogły uczestniczyć w tym co, przygotowaliśmy.
Jak sprawdzają się Jordanki jako sala koncertowa dla muzyki klasycznej?
Po prostu znakomicie, w szczególności jako miejsce realizacji dużych koncertów symfonicznych. Kilkunastoosobowe zespoły potrafią doskonale zabrzmieć w Ratuszu Staromiejskim czy Dworze Artusa. Ale kiedy organizowaliśmy koncerty z udziałem stu czy nawet ponad dwustu wykonawców jedyną salą koncertową, która mogła ich pomieścić, była do niedawna jedynie któraś z naszych gotyckich świątyń, na przykład kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Jest to zresztą wspaniałe, niesamowite miejsce do wielkich koncertów. Jednak relatywnie trudne dla organizatorów.
Patrząc na tę i poprzednie edycje festiwalu – co uważa pan za swój największy sukces?
Niewątpliwie to, że od 26 lat mamy wierną publiczność, która wypełnia sale koncertowe. A także to, że jako pierwsi w Toruniu i jedni z pierwszym w Polsce mogliśmy przedstawić tyle fenomenalnych zespołów i orkiestr z krajów bałtyckich. Dużo satysfakcji sprawia mi również prezentacja twórczości nieznanych wcześniej kompozytorów i wykonawców tej części Europy. (…)
10 maja 2019 r.