Duch miejsca podjął pracę od ręki
Rozmowa z Markiem Mieruszewskim, który wspólnie z żoną Ewą jest właścicielem gospodarstwa agroturystycznego Gacanek w Wielkich Budziskach w powiecie tucholskim.
Rozmowa z Markiem Mieruszewskim, który wspólnie z żoną Ewą jest właścicielem gospodarstwa agroturystycznego Gacanek w Wielkich Budziskach w powiecie tucholskim; państwo Mieruszewscy zostali wyróżnieni w tegorocznej edycji Nagród Marszałka Województwa
Gacanek to dobry przykład biznesowej alternatywy dla mieszkańców wsi. Jak to się stało, że poświęcili się państwo tego rodzaju działalności?
Jesteśmy technokratycznymi mieszczuchami z wszystkimi tego następstwami. Nauka, praca, dom, dzieci. Obozy harcerskie stały się zapalnikiem do wyboru nowej drogi życia.
Kontakt z naturą jest wewnętrzną ludzką potrzebą. Chęć spełnienia tej potrzeby spowodowała, że nabyliśmy w Borach [Tucholskich] parę hektarów bardzo słabej ziemi. Sprzedający ją gospodarze z politowaniem patrzyli, jak z tym rolnym problemem poradzi sobie naiwny mieszczuch. Na „tajnych kompletach” zrobiłem przyspieszony kurs rolnictwa i wyciągnąłem z tej nauki chyba słuszne wnioski. Głową muru nie przebijesz i na glebie VI klasy pszenicy i buraków cukrowych nie wyhodujesz. Przyroda sama wskazała, co należy z tym zrobić, więc posłusznie skorzystaliśmy. Aż z radości plusnęło pobliskie torfowiskowe jeziorko Gacanek, kiedy zamiast kolejnej porcji eutrofizujących (…) [nieczystości z gospodarstwa] zobaczyło zastępy sosen nad swoim brzegiem. Wtedy zrozumiałem swoją rolniczą misję.
Rolnictwo, z założenia, to sposób na życie z logicznego gospodarowania ziemią. Jeśli warunki nie pozwalają na pozyskiwanie sensownych płodów rolnych, nie można na siłę podporządkowywać sobie natury, trzeba inaczej.
Z księżycowego krajobrazu piaszczystej pylącej gleby zaczął wyłaniać się nowy, dobrze rokujący pejzaż. Przyroda sama wskazała gdzie i co należy robić, aby nie zakłócić jej odwiecznej harmonii. Dodatkowo kilkanaście hektarów łąk pysznego sianka dopełnia wizerunku naszego rolniczego krajobrazu. W tak przygotowane gospodarstwo wprowadziły się wolne zwierzęta, takie bez łańcuchów na szyi. Teraz można dzielić się swoją pracą, pomysłem i fantazją z innymi. Do pełni szczęścia zagroda zyskała architekturę regionalną projektu architekta Jana Sabiniarza, a duch miejsca podjął pracę od ręki.
Fot. Tymon Markowski dla UMWKP
Czym wyróżnia się Gacanek na tle innych tego rodzaju miejsc?
W Polsce jest sporo bardzo dobrych, klimatycznych miejsc. Jeśli ktoś uważa, że Gacanek należy do tej grupy, to jest nam miło. W agroturystyce łatwiej jest stworzyć to coś, czego nie narzucają standardy hotelowe, nie jesteśmy nimi skrępowani. Dusze artystyczne, jak moja żona Ewa, mają nieograniczone pole wyżycia się – jak widać, z gustem. Jednak chyba najważniejszym zagadnieniem jest lubić i umieć oddać gościom cząstkę siebie.
Nasza galeria jest jednym z ogniw łańcucha atrakcji Siedliska Gacanek. Prezentujemy w niej prace większości regionalnych twórców, zarówno ludowych jak i tych, którzy wyrośli na profesjonalnych artystów. Śniadania i obiadokolacje, podawane w jadalni połączonej z galerią sztuki, przy nastrojowej muzyce, pozostają w pamięci gości na dłużej.
Fot. Tymon Markowski dla UMWKP
Jak idzie biznes?
Praca rolnika, szczególnie niskotowarowego, nigdy nie była traktowana w kategoriach biznesu. Jest raczej sposobem na życie, bardziej lub mniej ciekawe. Formuła gospodarstwa agroturystycznego z założenia ogranicza liczebność gości. Stąd każdy gość czuje się wyjątkowo, staje się jakby członkiem rodziny.
I tu agroturystyka przebija rolnictwo tradycyjne. Każdy kolejny gość dostarcza nowego ładunku emocji. Czasami trzeba wysłuchać zwierzeń, życiowych historii – ot, taka agro-psychoterapia.
Najlepszą zapłatą za naszą pracę jest uśmiech i ciepłe, życzliwe podziękowanie. Źródłem satysfakcji, potwierdzającej nasze starania, są wieloletnie powroty gości, także w tym samym roku. Liczba zapytań wielokrotnie przerasta nasze możliwości, ale nie myślimy o poszerzaniu bazy. Wtedy to miejsce utraciłoby swój klimat.
Fot. Tymon Markowski dla UMWKP
Na ile pomaga wam samorządowa wojewódzka promocja wizerunkowa Kujaw i Pomorza jako regionu turystycznego?
Naszą przygodę rolniczą zaczynaliśmy około 20 lat temu. Polska w tym czasie dopiero startowała do turystycznych aspiracji europejskich. Agroturystyka rodziła się z tzw. wczasów pod gruszą. Samorządy mościły się w swoich gniazdkach i nie myślały jeszcze o wspieraniu turystyki. Jak pionierzy, przy znakomitym wsparciu (…) starostwa tucholskiego, zakładaliśmy Stowarzyszenie Gospodarstw Agroturystycznych Bory Tucholskie. A potem już się potoczyło, jak z górki. Dziś władze samorządowe same dostrzegają rolę i miejsce turystyki w swoich działaniach, co bardzo nam ułatwia promocję. Bardzo aktywne we wspieraniu agroturystyki są również [regionalny] Ośrodek Doradztwa Rolniczego, Kujawsko-Pomorska Organizacja Turystyczna, [nasza] lokalna grupa działania i starostwo [powiatowe]. Symbioza w marketingu daje obopólne korzystne efekty.
Nagroda Marszałka w postaci wyróżnienia jest dla nas najbardziej prestiżowym zaszczytem i uhonorowania naszej pracy. A marka „Bory Tucholskie” stała się liczącym się w Polsce i na świecie rozpoznawalnym znakiem. Zapraszamy!
12 lipca 2017 r.