Husaria

Drzewa, szable i koncerze

Mieniące się kolorowymi, furkoczącymi proporcami – zwane pospolicie drzewami – husarskie kopie były najdłuższymi włóczniami, jakie kiedykolwiek w dziejach, używała na polach bitew jazda. Monopol na ich produkcję miało państwo.

 

W 1658 roku, w swym dziele: „Przysłowia mów potocznych, obyczajowe, radne, wojenne”, imć pan wojewoda podolski Andrzej Maksymilian Fredro (przodek słynnego komediopisarza) zamieścił sentencję: „Póki kopii a husarza staje, będzie Polak pan w polu. Skoro kopia zginie, zginie i polska cnota”.

 

Długie, lekkie, mordercze

W prostej linii była następczynią kopii rycerskiej używanej już na średniowiecznych polach bitew. Tyle, że w odróżnieniu od tych, jakimi, na przykład, dwieście lat wcześniej walczyli ich przodkowie pod Grunwaldem, husarze spod Kłuszyna (1610 rok) używali broni znacznie dłuższej.

Dość powiedzieć, że kopia rycerska miał do trzech metrów długości, gdy tymczasem ta, którą walczył husarz liczyła od pięciu do nawet ponad sześciu metrów! Powodem było pojawienie się w XVI stuleciu, wyposażonej w długie, pięciometrowe, piki, piechoty. To właśnie, wyglądające jak jeże, czworoboki, dodatkowo wzmocnionych strzelcami piechurów, spowodowały upadek zachodnioeuropejskiej jazdy.

Polacy znaleźli jednak receptę na, uzbrojoną w ten sposób, piechotę. Wydłużyli kopie, gdy pikinierzy nie mogli już wydłużać swych włóczni, bo byłyby zbyt ciężkie do przenoszenia i manewrowania nimi. W efekcie zanim piechur był w stanie dosięgnąć swą piką husarza, ginął trafiony kopią.

Chwila, zawoła ktoś, przecież taka sześciometrowa husarska kopia też musiała być diablo ciężka i niewygodna. Otóż nie.

Po pierwsze w czasie przemarszu kopie przewożono na wozach. W dodatku husarze poruszali się konno. Więc w czasie bitwy, zanim ruszyli do szarży, trzymali końce swych włóczni, w przytroczonych do siodła, tokach, czyli skórzanych tulejach. To wierzchowiec niósł więc główny ciężar broni.

Ale nie to było podstawową różnicą. W odróżnieniu od rycerskich, husarskie kopie, były w trzech czwartych swej długości, drążone. Czyli puste w środku. Po prostu, długi, prosty kawałek sośniny lub jedliny (stąd nazwa drzewo) rozcinano na pół, usuwano środek, po czym łączono ściśle oplotem z, nasączanego klejem, rzemienia, lub nici lnianych i malowano.

Jedynie ostatni, znajdujący się za kulą, która stanowiła przeciwwagę, odcinek włóczni, był pełen. Dzięki temu kopia była stosunkowo lekka, a jej koniec, choć wyposażony dodatkowo w żelazny grot oraz, nawet ponad dwumetrowy proporzec, nie pochylał się ku dołowi.

Proste? Niby tak, ale jakoś nikomu nie udało się skopiować husarskich kopii. W wojskach moskiewskich próbowano tworzyć husarskie oddziały, ale okazywało się, że a to ich kopie są za ciężkie, a to rycerze za słabo wyszkoleni, łamali swe włócznie przejeżdżając przez bramę.

Kopie husarskie były bronią wyjątkową, co nie znaczy, że pozbawioną wad. Po prostu, przy pierwszym uderzeniu, pękały (stąd powiedzenie „kruszyć kopie”, czyli walczyć). Dlatego każdy husarz miał ich po kilka i gdy ruszał do kolejnej szarży, jego ciura dostarczał mu kolejną. A była to broń, jakie całe husarskie wyposażenie, droga. W 1618 r. za kopię trzeba było zapłacić aż dziewięć złotych polskich, tyle ile wynosił miesięczny żołd piechura. W dodatku, w trosce o ich jakość, produkcja husarskich kopii zostało zmonopolizowana przez państwo. Dla wojsk koronnych wytwarzano je pod Lwowem, litewskie zaopatrywano z zakładów zlokalizowanych koło Wilna.

 

Do kłucia, cięcia i strzelania

 

Jednak nie zawsze husarze, po wykonaniu pierwszej szarży, wracali na tyły, po nowe kopie. W pewnym stopniu uzupełnieniem kopii był, przymocowany do siodła, pod kolanem, koncerz. Długi – półtorametrowy, prosty, ale wąski, przez co lekki, około kilogramowy – miecz. Podobnie jak kopia służył po kłucia. Można nim było pchnąć, przebijając zbroję lub kolczugę, ale nie nadawał się do cięcia.

Od tego była szabla, którą też mocowano do siodła, po przeciwnej stronie, niż koncerz. Pół metra krótsza od tegoż, lekko zakrzywiona, miała wprawdzie ostrze, którym od biedy można było dźgać przeciwnika, stworzona została przede wszystkim do zadawania ciosów z ukosa, z góry.

To jednak nie koniec. Husarze mieli też, początkowo – XVI wiek – łuki, później każdy, przy siodle w olstrach, po dwa pistolety.

Z wyposażenia obronnego dość wcześnie, bo już na początku XVII stulecia zarzucono tarcze. Został hełm, napierśnik i osłaniające ręce, metalowe karwasze. Blachy na plecach (napleczniki) i osłaniające górną część nóg (nabiodrniki) nie przyjęły się na dłużej.

Hełm husarski wywodzi się od otwartego hełmu stożkowego pochodzenia wschodniego, zwanego też szyszakiem. Wyposażony był jednak często (tu na wzór zachodni) w tzw. grzebień. Elementem charakterystycznym był przynitowany do otoku daszek z nosalem, który rozszerzał się na końcu w wydatną zasłonę twarzy, o kształcie zbliżonym do liścia. Jego wykrój nawiązywał wyraźnie do stylistyki wschodniej. Do otoku przymocowane były także nakarczek i policzki, w których wycięte były otwory słuchowe, najczęściej w formie serca.

Już za czasów Stefana Batorego, gdy husaria zaczęła się przekształcać w jazdę ciężką, zaczęto używać, chroniących klatkę piersiową i brzuch, półpancerzy. Owe  napierśniki (wyglądające jak krótki bezrękawnik), od szyi do połowy tułowia wykonane były z jednolitej stalowej płyty, niższa część zrobiona była z siedmiu metalowych pasów zwanych folgami. Na zbrojach towarzysze husarscy nosili zazwyczaj skóry lamparcie lub tygrysie, a pocztowi (czyli żołnierze drugiej linii) wilcze lub niedźwiedzie.