Rolnik szuka alternatyw
Rozmowa z Maciejem Czajkowskim, rolnikiem, przedsiębiorcą i konstruktorem z Sokołowa w powiecie golubsko-dobrzyńskim
Skonstruował pan i pokazał na ubiegłorocznych targach techniki rolniczej w Minikowie uniwersalną maszynę do uprawy roślin, która za jednym zamachem orze, spulchnia, sieje i zagarnia glebę. Na czym polega rewolucyjność tego urządzenia w polskich warunkach?
Wszystko zaczęło się w 2007 roku, kiedy pierwszy raz natknąłem się na strip till, czyli uprawę pasową. Przez sześć lat testowałem wszystkie dostępne na rynku agregaty do uprawy tego typu. Niestety żaden z nich nie nadawał się na nasze gleby, a przede wszystkim nie był maszyną uniwersalną, która nadawałaby się do wysiewu wszystkich roślin. W naszym gospodarstwie uprawiamy pszenicę, buraki cukrowe, rzepak, fasolę, kukurydzę oraz warzywa. Potrzeba, chęć prowadzenia ekonomicznego gospodarstwa, które musi się zmieścić w krótkich okresach siewu, doprowadziła do tego, że dzisiaj możemy mówić o agregatach do uprawy pasowej serii Czajkowski ST.
Fot. Andrzej Goiński
Czy to produkcja jednorazowa, czy też ma pan w planie komercjalizację i rozwój w tej dziedzinie?
Jakby ktoś kiedyś zapytał, czy będę produkował maszyny rolnicze, to pewnie bym się uśmiechnął i powiedział, że nie. Pierwsze niebieskie agregaty, które powstały w naszym gospodarstwie, zostały stworzone na własne potrzeby. Ale potem zapaliło mi się światełko – a może by zrobić w tym kierunku coś więcej? Na pojawienie się popytu nie trzeba było długo czekać – w 2014 roku spłynęło pierwsze zamówienie na taką maszynę, i to sześciometrową, czyli Czajkowski ST 600.
W 2016 roku prezentowaliśmy się na wielu wystawach i targach rolniczych, świadczyliśmy też indywidualne usługi polowe u zainteresowanych rolników. Zainteresowanie przerosło nasze oczekiwania. W tak słabym dla producentów maszyn rolniczych roku nie mogliśmy narzekać na brak zajęcia. Teraz mamy zapytania o Czajkowski ST z całej Europy. Dopinamy ostatnie szczegóły i pierwsze maszyny trafią do klientów począwszy od wiosny 2017.
Fot. Andrzej Goiński
Czym zajmują się pana gospodarstwo i pana firmy?
Gospodarstwa, którymi dysponujemy, mają łączną powierzchnię około 1800 hektarów. Tu powstawały maszyny, przechodziły testy i badania, tu założyliśmy poletka doświadczalne, na których porównujemy naszą technologię z innymi systemami uprawy. Organizujemy też pokazy maszyn i dzielimy się naszymi doświadczeniami z innymi rolnikami.
Świadczymy usługi dla rolnictwa sprzętem najwyższej jakości. Dla nas liczy się nie tylko efekt finansowy. Naszych kontrahentów wspieramy doradczo. Mamy wieloletnie doświadczenie w dziedzinie technologii rolniczych – wiemy, jak to jest, kiedy na polu pojawią się znaki zapytania i szybko trzeba znaleźć właściwą odpowiedź.
Fot. Andrzej Goiński
Jak wyglądała pana droga do własnego gospodarstwa i opartego o rolnictwo biznesu?
Pewnie tak, jak w przypadku każdego chłopaka z gospodarstwa, oczywiście do pewnego momentu. Studiowałem w Olsztynie i Bydgoszczy. Wspólnie z tatą Piotrem i bratem Tomaszem prowadziliśmy gospodarstwo rolne. W 2010 roku dowiedzieliśmy się, że jest do kupienia Sokołowo – tu realizuję moje pasje z maszynami do uprawy pasowej.
Jak ocenia pan perspektywy kujawsko-pomorskiego rolnictwa?
Wiadomo, że dobre czasy dla rolnictwa się skończyły i dobrze – to już było. Przetrwają tylko te gospodarstwa, które liczą koszty. Wiadomo, niestety, że polski rolnik nie zawsze do końca policzy opłacalność produkcji, działa raczej niejako z automatu, z przyzwyczajenia.
Trzeba wchodzić w nowe technologie i szukać odpowiedniej dla danego gospodarstwa alternatywy.
Fot. Andrzej Goiński
9 stycznia 2016 r.