Lubię duże witraże
Przypominamy naszą ubiegłoroczną rozmowę z Elżbietą Bednarską, artystką witrażystką, właścicielką renomowanej pracowni witrażowej w Rypinie, laureatką Nagrody Marszałka Województwa, świętującą w tym roku pięćdziesięciolecie pracy artystycznej.
212 metrów kwadratowych ma powierzchnia wielkiego witraża w rypińskim kościele Stanisława Kostki – pani flagowa realizacja. Co czuje artysta w obliczu monumentu?
Tak dużych witraży jest tam trzy, do tego mniejsze okna – w sumie około tysiąca metrów kwadratowych. Pracowałam nad tym z przerwami 20 lat.
Co czuje mała, drobna kobieta, kiedy staje przed taką ścianą? Ja uwielbiam robić duże witraże. Kiedy staję przed takim wielkim oknem, czuję dreszcz emocji. Lubię duże witraże, choć projektuję też małe.
Jak wygląda technologia powstawania takich obiektów?
Najpierw pomysł, projekt, potem rysunki wykonawcze, czyli w skali 1:1, gdzie każdy element szklany jest narysowany. Przy witrażach figuralnych wyrysowuję dłonie, twarze … Pracownicy tną szkło według szablonów. Mam obecnie trzech pracowników. I jest syn, Bartosz Bednarski, który jest artystą plastykiem. Każde z nas inaczej prowadzi projekt, każde z nas jest odrębną osobowością twórczą i tę swoją odrębność szanujemy. Bywa, że jedno drugiemu pomaga, choć każde prowadzi swoją pracę.
Pocięte szybki tworzące przyszły witraż trafiają na podświetlacz, tu nanoszone jest opracowanie malarskie – kontury, patyny, emalie. Następnie wypalane są w piecu, w temperaturze 595 stopni. Aby witraż miał, jak się to mówi, przestrzeń, opracowanie malarskie musi być powtórzone, ponieważ farby wtapiając się tracą na intensywności.
Wróćmy do historii wielkich witraży w Rypinie.
W latach 80-tych zjawił się u nas nieżyjący już proboszcz ks. Antonii Podleś i zamówił najtańszy, najmniej angażujący jedyny witraż. Przedtem odwiedził inne pracownie. Projekt został zatwierdzony przez pięcioosobową komisję kurii. Projektowanie i kolejne etapy zatwierdzania trwały w sumie pół roku.
Pierwszy witraż przedstawia Chrystusa, który jest światłem – takie było początkowe założenie. Ale ponieważ proboszcz chciał nawiązania do Ostatniej Wieczerzy, idea musiała się trochę zmienić i ostatecznie jest taka: Chrystus jest światłem, Chrystus jest potęgą, a Ostatnia Wieczerza trwa w Kościele przez cały czas. Miałam problem, żeby zmieścić się w budżecie – ksiądz był oszczędny, delikatnie rzecz ujmując.
Po dziesięciu latach od zakończenia tego pierwszego dzieła (po śmierci poprzednika parafią administrował już nowy proboszcz, ks. Marek Smogorzewski ), uznano konieczność stworzenia kolejnych witraży. Muszę przyznać, że było mi trudno ponownie zacząć projektować, miałam bardzo skromny budżet, dlatego dla tego drugiego witrażu mam najmniej serca. Jest bardziej abstrakcyjny, miał nie konkurować w sensie przekazu z pierwszym.
Lubię natomiast witraż trzeci, duży witraż, na którym jest Chrystus Pantokrator – siedząca postać ma 4,60m wysokości, gdyby stał, byłby znacznie wyższy. Po drugiej stronie jest anioł z wagą nawiązujący do Sądu Ostatecznego. Witraż jest bardzo kolorowy, widocznie wtedy miałam kolorową duszę.
Dalej jest witraż nad organami także dosyć duży, choć już nie tak, ok. 80 metrów. Jest abstrakcyjny, pracując nad nim myślałam o skrzydłach anioła, o muzyce, która jest najbardziej abstrakcyjną formą sztuki.
Te największe okna mają kształt schodzących się trójkątów. W najwyższym punkcie mają po 15 metrów wysokości. Twarz Chrystusa ukrzyżowanego, która wydaje się mała, bo jest na wysokości 12 metrów, ma w pionowym wymiarze 1,5 metra. Ze względów technologicznych witraże robione są w niewielkich segmentach. Dlatego najbardziej emocjonującym momentem jest montaż – czy elementy się złożą i jaki będzie ostateczny efekt. Jestem jedyną kobietą w Polsce, która robi takie duże realizacje.
Rypin Rypinem, ale jest jeszcze ponad sto innych obiektów witrażowych i prawie 50 lat pracy twórczej.
Jak zaczęła się pani przygoda z witrażem? I dlaczego akurat witraż?
W zasadzie to witraż mnie wybrał. Początkowo wydawało mi się, że to nie jest zawód dla kobiety. Ale witraż mnie odszukał. Na uczelni (sztuki piękne na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika) chodziłam z Andrzejem, moim mężem, na zajęcia nadobowiązkowe do pracowni witrażu. Kiedy kończyliśmy studia, zmarł profesor Kwiatkowski, który tę pracownię prowadził. Poproszono nas byśmy dokończyli witraż, który przygotowywał dla jednego z kościołów. Mój mąż, który kończył rzeźbę, miał w tamtym czasie zamiar zająć się ceramiką i zbudował w tym celu piec. Okazało się, że ten piec jest bardzo dobry właśnie do witraży. I tak się zaczęło.
Na początku nie angażowałam się w to zanadto. Aż przyszedł moment, kiedy trzeba było tę pracowienkę, która wtedy zaczynała istnieć, albo pociągnąć dalej, albo zlikwidować. Zdecydowałam, że wejdę w to, nie mając o witrażach praktycznie żadnej wiedzy. Ta wiedza przyszła później. Przy okazji wystaw w których uczestniczyliśmy – mieliśmy ponad 50 zagranicznych wystaw indywidualnych – zwiedzaliśmy pracownie witrażowe za granicą, we Francji, w Belgii, w Niemczech i Szwajcarii.
Mój mąż później ciężko zachorował. Chorował wiele lat. W międzyczasie pojawiła się miłość do witraży.
Proszę opowiedzieć o najciekawszych realizacjach.
Pewne witraże lubię. Na przykład ten, który powstał dla katedry we Włocławku, choć z wnętrza kościoła jest on nieco mniej widoczny. Jest nad wejściem, za organami, ale zawsze mam taką satysfakcję: w prezbiterium Mehoffer (wybitny malarz Józef Mehoffer zaprojektował dla włocławskiej katedry witraże umieszczone w trzech dużych oknach – red. Wywiadu tygodnia), a naprzeciwko Bednarska.
Robiłam witraże do kościoła polskiego w Londynie, pracę wspominam z wielką sympatią. Albo witraż w Koninie, w kościele Chrystusa Króla, czy podwieszany sufit witrażowy nad prezbiterium w Malanowie. To się zresztą zmienia – jedne miłości przechodzą, drugie się pojawiają.
Interesujące są też prywatne zlecenia, do prywatnych obiektów. Są tu pewne mody. Teraz robi się witraże w bielach, ze szkłem szlifowanym – piękne przez samo zastosowanie materiału. Wydawałoby się, że witraż to musi być kolor, ale to mogą być też faktury szkła, to są również cudowne biele. Obecnie syn robi witraż do Płocka, do pewnej rezydencji, a ja pod Golub-Dobrzyń.
Przy pracowni, która powstała w 1972 roku, z biegiem lat zaistniała galeria sztuki. Prezentujemy w niej witraże kameralne, lampy, witraże upominkowe. Prezentujemy również sztukę innych artystów – malarstwo, biżuterię, ceramikę, szkło artystyczne. Nasza galeria działa od 30 lat, ma swoich wiernych klientów. Odwiedzają nas również wycieczki. Stworzyliśmy tu w Rypinie, mimo woli, taki ośrodek kultury plastycznej.
To cenne, nie tylko dlatego, że to Rypin. Kultura plastyczna, sztuki piękne, zwróciły się obecnie w Polsce w kierunku nie zawsze jasnym dla odbiorców i nie zawsze przez nich akceptowanym.
Zgadzam się, myślę, że nastąpiło pewne zagubienie, pojawiły się nowe możliwości twórcze. Osobiście jestem za sztuką warsztatową. Uwielbiam we wnętrzach dobre obrazy. No i oczywiście witraże.
26 lipca 2021 r. /9 września 2022 r.