Kawałek serca
Rozmowy z s. Magdaleną Ruczyńską i s. Janą Majewską
Naszymi rozmówczyniami są s. Magdalena Ruczyńska i s. Jana Majewska reprezentujące instytucje pomocowe, które otrzymają pieniądze zebrane podczas VIII Marszałkowskiego Balu Dobroczynnego
Służba na rzecz macierzyństwa
Rozmowa z siostrą Magdaleną Ruczyńską kierującą prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej domem samotnej matki w Żołędowie w powiecie bydgoskim
Samotne macierzyństwo nie wiąże się już ze wstydem, ale wciąż jest wiele powodów, dla których kobiety z dziećmi muszą szukać schronienia w domach takich jak wasz. Jak scharakteryzowałaby je siostra?
To prawda, samotne macierzyństwo nie wiąże się już ze wstydem czy stygmatyzacją. Przez część społeczeństwa jest nawet postrzegane jako pewnego rodzaju heroizm. Bo samotne rodzicielstwo wiążę się z wielkim trudem i poświęceniem, [z reguły] ze strony matki, na którą spadają obowiązki dwóch osób – ojca i jej własne. Ona musi nie tylko zająć się wychowaniem, ale musi także utrzymać rodzinę. Część kobiet jakoś sobie w tej sytuacji radzi – mają wsparcie w rodzinach, są zaradne i przedsiębiorcze, czasem pomaga ojciec dziecka. Jednak istnieje też grono kobiet, które taka sytuacja przerasta – i one właśnie potrzebują wsparcia ze strony instytucji takich jak nasza.
Dla nas liczy się to, że kobieta, czy dziewczyna, mimo często słyszanych haseł pro- aborcyjnych, chce urodzić dziecko. Zdarzały się przypadki kobiet i dziewcząt, które przebywały w naszym domu tylko w czasie ciąży, a potem decydowały się na oddanie dziecka do adopcji. Taka decyzja w większości wypadków wiąże się z ogromnymi dylematami moralnymi. My jesteśmy po to, by towarzyszyć w tym matce i pomóc jej podjąć decyzję najbardziej optymalną dla niej i dziecka.
Niezależnie od wieku w jakim trafiają do nas samotne matki, łączy je jedno – pogmatwana sytuacja życiowa i rodzinna. Samotne matki to nie tylko panny z dziećmi, ale również mężatki, które w wyniku różnych zawirowań rodzinnych zostały same. Jak pracować na utrzymanie mając malutkie dziecko? Gdzie mieszkać i z czego opłacić czynsz?
Bywają naprawdę różne powody szukania schronienia w naszym domu – na przykład niedojrzały ojciec dziecka, który nie chce wziąć odpowiedzialności. Trafiają do nas również kobiety, które musiały opuścić dom z powodu alkoholizmu i przemocy ze strony męża lub partnera, bądź takie które po prostu są niezaradne życiowo i nie potrafią samodzielnie podejmować trudów dnia codziennego. Przebywały u nas również kobiety, które chciały urodzić dziecko z gwałtu.
Coraz częściej pod nasz dach trafiają także matki nieletnie, które są najczęściej wychowankami placówek wychowawczych, na przykład domów dziecka. One w przyśpieszonym tempie muszą zmierzyć się z dorosłością i odpowiedzialnością.
Nie szukamy chętnych, to one nas znajdują – same lub za pomocą ośrodków pomocy społecznej. Nasz dom istnieje od 26 lat.
Fot. Filip Kowalkowski dla UMWKP
Co ofiarowujecie podopiecznym?
Na początku czas na poukładanie emocji, uspokojenie nadszarpniętych nerwów i oswojenie się z nową sytuacją. Potem włączamy w obowiązujący w naszym domu plan dnia, w którym jest miejsce na zabiegi pielęgnacyjne przy dziecku, pracę na rzecz naszej społeczności, terapię zajęciową i potrzebny każdemu relaks. Z czasem przychodzi czas na rozmowy indywidualne, omawianie problemów i planowanie przyszłości. Staramy się wyrobić w matkach zamiłowanie do uczciwej pracy, poczucie obowiązkowości i odpowiedzialności oraz przygotować je do podjęcia samodzielnego trudu codziennego życia i wychowania dziecka. Zapewniamy całodobową opiekę, wyżywienie, opiekę lekarską i pielęgniarską, terapię zajęciową, możliwość pogłębienie życia religijnego i korzystania z sakramentów świętych, prostowanie ścieżek życia według zasad moralnych. Oferujemy również pomoc w uporządkowaniu spraw urzędowych, umożliwiamy podjęcie pracy oferując pomoc w opiece nad dzieckiem.
Czas przebywania matek w naszym domu dostosowany jest do ich indywidualnych potrzeb. Bierzemy pod uwagę sytuację rodzinną i rokowania na przyszłość, przestrzeganie zasad panujących w naszym domu i stopień zaangażowania na rzecz poprawienia własnej sytuacji życiowej. Staramy się jednak, by czas ten nie przekraczał roku, chociaż oczywiście zdarzały się wyjątki.
Fot. Filip Kowalkowski dla UMWKP
Czy pomocy mogą u was szukać wyłącznie osoby religijne?
Gdyby w naszym domu mogły przebywać tylko osoby religijne, stałby pusty. Pomagamy kobietom, które po prostu znalazły się w trudnej, po ludzku, sytuacji, nie do pozazdroszczenia, i które potrzebują szeroko rozumianego wsparcia. Nawracanie nie jest naszym priorytetem, nic na siłę. Owszem, w planie dnia przewidziana jest modlitwa – jest to
w końcu katolicki dom – jednak zabiera ona raptem około 10 minut w ciągu dnia, nie licząc obecności podczas niedzielnej mszy świętej. Głęboko wierzymy w to, że łaska Pana Boga dociera do człowieka i przemienia jego serce, jednak wszelkie nawracanie na siłę może przynieść więcej szkody niż pożytku. Niektóre matki przez pobyt w naszym domu rzeczywiście pogłębiają swoje życie religijne – chcą ochrzcić dziecko, wziąć ślub kościelny.
Fot. Filip Kowalkowski dla UMWKP
Praca w tego rodzaju placówce jest z całą pewnością trudna, ale też satysfakcjonująca. Z czego siostra czerpie satysfakcję i motywację?
Trudno nazwać to tylko pracą, w większej mierze jest to raczej służba. Nie liczymy czasu pracy od tej godziny do tej. Przebywamy wszyscy razem w jednym domu, tylko na różnych piętrach. Z małymi dziećmi pod dachem zawsze coś się dzieje – a to okazuje się, że zabrakło pampersów i trzeba jechać szybko kupić, a to z kolei któreś coś sobie zrobiło i trzeba je zawieźć na pogotowie. Jak zaczyna się poród, to na złość zazwyczaj w nocy i też się jedzie towarzyszyć. Nie nudzimy się.
Wielką radość daje mi patrzenie na to jak kobiety i ich dzieci odżywają w naszym domu.
Z wystraszonych i nieufnych, z czasem stają się uśmiechnięte, same zaczepią na korytarzu i czymś się pochwalą – że na przykład dziecko pierwszy raz zrobiło siusiu do nocnika. Zawsze dla mnie wielkim przeżyciem jest towarzyszenie matkom podczas porodu, trzymanie za rękę i po prostu bycie przy nich – w miejscu, gdzie tak naprawdę powinien być ojciec dziecka. Niestety, zawsze w ostatniej fazie porodu jestem wypraszana i jeszcze nie udało mi się przeciąć żadnej pępowiny, ale mam nadzieję, że kiedyś będzie mi to dane. Po wszystkim znowu jestem zapraszana na salę porodową i zawsze przychodzi ten moment, że nie mogę się nadziwić, jakim cudem są narodziny nowego życia. Jeszcze przed chwilą dziecko było niewidoczne, w brzuchu mamy, a teraz leży przy niej i głośno płacze.
Mam poczucie, że istnienie tego domu i nasza służba na rzecz macierzyństwa i życia w ogóle naprawdę mają głęboki sens.
Kawałek serca
Rozmowa z siostrą Janą Majewską kierującą prowadzonym przez elżbietanki Domem Pomocy Społecznej w Grabiu w powiecie aleksandrowskim, który jest beneficjentem tegorocznego Marszałkowskiego Balu Dobroczynnego
Jak scharakteryzowałaby siostra misję waszego domu pomocy? Kim są wychowankowie?
W Domu Pomocy Społecznej w Grabiu mieszka siedemdziesięcioro podopiecznych o różnym stopniu niepełnosprawności i w różnym wieku. Część z nich to osoby już dorosłe, jednak intelektualnie są na poziomie kilkuletnich dzieci. Wielu naszych podopiecznych to niepełnosprawne intelektualnie w stopniu znacznym i głębokim. W ostatnich latach trafiają do nas dzieci niepełnosprawne intelektualnie w stopniu umiarkowanym, z problemami wychowawczymi. Niestety, życie bardzo je doświadczyło, często wzrastały
w rodzinach dysfunkcyjnych. Naszym zadaniem jest stworzyć im dom pełen akceptacji i miłości, pokazać wartości jakie są w życiu ważne. Często się zdarza, że dopiero tutaj po raz pierwszy przeżywają odwiedziny świętego Mikołaja, razem z nami uczestniczą w święceniu pokarmów czy szukają „zająca”. Naszym zadaniem jest towarzyszyć im, pokazując świat. Musimy uczyć ich wiary we własne siły, kształtować dobre cechy charakteru i powtarzać, że pomimo ograniczeń jakie niesie z sobą niepełnosprawność wiele mogą.
Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP
Powołanie – tak należałoby chyba określić to, co sprawia, że elżbietanki poświęcają się tego rodzaju służbie. Jakim trzeba być człowiekiem by sprostać jej wyzwaniom?
Od początku istnienia zgromadzenia nasze założycielki pochylały się nad ludźmi potrzebującymi, często wykluczonymi społecznie. Również patronka zgromadzenia, święta Elżbieta, zrezygnowała z wystawnego dworskiego życia by służyć ludziom biednym i chorym. Inspiracją są dla nas Jezusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.
Żyjemy zupełnie zwyczajnie, jak w każdym domu, tylko tutaj nie ma rodziców. Są siostry, panie i panowie opiekunowie, panie pracujące w pralni, w biurze, pielęgniarki, rehabilitanci, terapeuci, psycholog, kucharki, panowie, którzy dbają o teren wokół domu, w rękach których są wszystkie naprawy, począwszy od sprzętu codziennego użytku, a skończywszy na bardziej skomplikowanych rzeczach. Wszyscy chcemy stworzyć naszym dzieciakom dom – jedyny jaki mają. Bo tak naprawdę mówimy o nich nie „podopieczni” ale „nasze dzieci”. Każdego dnia dajemy im kawałek serca pewni, że nie zastąpi to miłości rodzicielskiej. Ale dzieci wiedzą, że są dla nas najważniejsze. Cieszymy się z ich drobnych sukcesów – w szkole, w sporcie czy rehabilitacji. Ktoś powiedział, że dając jeszcze więcej otrzymujesz. My również otrzymujemy gesty codziennej miłości, takiej szczerej i bezinteresownej. Codziennie słyszymy te najpiękniejsze słowa jakie człowiek może usłyszeć z ust drugiego: kocham cię, jesteś dla mnie ważna, wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP
Jakie są obecnie najpilniejsze potrzeby domu?
Z uwagi na to, iż podopieczni funkcjonują na różnym poziomie intelektualnym chcemy, aby dzieci niepełnosprawne w stopniu umiarkowanym funkcjonowały we własnej grupie rówieśniczej. W pracy wychowawczej bazujemy na ich możliwościach i zdolnościach, a wszyscy wiemy, że moją większe możliwości niż ich [mniej sprawni] koleżanki i koledzy. Wymagają innych metod pracy. Chcemy wykorzystać cały ich potencjał, możemy nauczyć ich więcej, lepiej przygotować do dorosłego życia, uczynić bardziej samodzielnymi. Dlatego zamierzamy wyremontować drugie piętro naszego domu aby tam stworzyć im optymalne warunki do nauki i i zabawy.
Poza tym bardzo nam doskwiera, szczególnie w miesiącach jesienno-zimowych, brak wentylacji w pralni domu, która pracuje przez sześć dni w tygodniu. Wszystkie pomieszczenia piwniczne zostały zaadaptowane na potrzeby domu, tak więc samo usytuowanie pralni nastręcza trudności. Dom i teren wokół niego jest bardzo duży, co daje wiele możliwości, ale jest również przyczyną wielu trosk. Dlatego bardzo dziękujemy panu marszałkowi Piotrowi Całbeckiemu i wszystkim naszym darczyńcom za wielkie serce i okazane wsparcie i życzliwość.
Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP
Czy oprócz wsparcia materialnego na niezbędną modernizację placówki potrzebujecie też wolontariuszy? Jeśli tak – jakie warunki trzeba spełniać, czym się wykazać i jak do was trafić?
Oczywiście że jesteśmy również otwarci na współpracę z wolontariuszami, chociaż pewną trudnością w tej kwestii jest położenie naszej placówki. Jednak każdy, kto chciałby poświęcić swój czas i siły drugiemu człowiekowi, jest zawsze mile widziany w progach naszego domu. Niezmiernie ważny jest kontakt z drugim człowiekiem, ma on wielką moc. Jeśli chcecie państwo dowiedzieć się więcej o życiu naszego domu, zapraszam na stronę internetową oraz nasze konto na facebooku.
19 stycznia 2018 r.