Historia noir językiem Tarantino
Rozmowa z Przemysławem Kowalewskim, laureatem Nagrody Literackiej Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego za Kryminalny Debiut Roku 2023
Autorzy mówią czasem, że pisząc powieść mają przed oczami konkretnego odbiorcę. Dla kogo pan pisze?
„Kozła” pisałem dla mojego syna. Gdy zaczynałem, miał piętnaście lat. Chciałem mu opowiedzieć historię Szczecina po czterdziestym piątym roku w taki sposób, by nie odłożył książki po przeczytaniu trzech stron. Zastanawiałem się, jak mu ją przekazać, i wtedy przyszło mi do głowy, że musi być to historia opowiedziana językiem Quentina Tarantino, Leopolda Tyrmanda i Stephena Kinga. Dynamika, skrajne emocje, tajemnica, mrok i prawdziwa historia to są składniki, z których powstał „Kozioł”, a po nim kolejne powieści.
Książka miała inaczej wyglądać, jednak z każdym nowym dokumentem, który odkrywałem w czeluściach archiwów miejskich, oraz przysłuchując się opowieściom pionierów, zacząłem odkrywać coraz bardziej mroczne oblicze mojego miasta. Tak też było z obozem pracy, o którym piszę w książce, który, jak się okazało, znajdował się sto pięćdziesiąt metrów od miejsca, w którym się wychowałem. A ja nie wiedziałem o jego istnieniu. To tam umieściłem istotną część akcji „Kozła”. Każde nowe odkrycie było inspiracją do kolejnych rozdziałów.
Akcja „Kozła”, pańskiej pierwszej powieści, tej, za którą dostał pan Nagrodę Literacką Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego, toczy się w Szczecinie lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Szczecin zaraz po wojnie był ziemią niczyją. Panował głód, stare miasto przypominało stertę gruzów, a w Odrze pływały trupy. Raz rządzili miastem niemieccy socjaliści, raz polski zarząd. Do miasta ciągnęły pociągi ze wschodu z polskimi przesiedleńcami, z Niemiec ciągnęły transporty powracających do miasta uciekinierów, a na ulicach grasowały bandy maruderów, którzy byli w stanie zabić za konserwę i kawałek chleba. Szczecin był miastem bezprawia, ale również nadziei. Wielu wierzyło, że może zacząć tu nowe życie. Przybywali tu ludzie ze wszystkich krańców Polski, tworząc wyjątkową mozaikę kulturową. Ulokowanie akcji powieści w tym mieście i w tym czasie było wręcz naturalnym zabiegiem. Sceneria, klimat i stan wyjątkowości dawał możliwość opowiedzenia historii, która mogła się zdarzyć tylko w tym miejscu na świecie. Nigdzie indziej.
Pisałem tę książkę prawie dwa i pół roku. Głównie dlatego, że bardzo zależało mi na oddaniu ducha tamtych czasów. Studiowałem stare mapy, zdjęcia, czytałem wspomnienia pionierów i przeglądałem portale miłośników starego Szczecina. Starałem się odwzorować każde miejsce akcji w sposób jak najbardziej wiarygodny. To wszystko zabierało bardzo dużo czasu, ale dostarczało również wielu emocji.
W księgarniach są już dwie kolejne pańskie powieści. Prosimy o ich krótkie zareklamowanie.
Kolejne powieści są luźno związane z „Kozłem”. Łączą je bohaterowie. Każda opowiada inną historię. W „Szóstce” wracam do katastrowy tramwaju linii numer sześć. Zagłębiając się w dokumenty związane z tym wypadkiem odkryłem, że sprawa była nieoczywista.
Pojawiły się różne teorie spiskowe. Byli tacy, którzy twierdzili, że nie był to zwykły wypadek, tylko celowe działanie. W Szczecinie niemal wszyscy znają tę historię. Przygotowując się do napisania tej książki przeczytałem niemal wszystko, co napisano na temat tej katastrofy.
7 grudnia 1967 roku tramwaj linii 6, jadąc w kierunku stoczni, na ostrym zakręcie wyskoczył z szyn. Pierwszy wagon przewrócił się, a drugi, wskutek uderzenia o słup trakcyjny, dodatkowo przełamał się na dwie części. Tramwaj był zatłoczony; drzwi obwieszone tzw. winogronami, czyli pasażerami uczepionymi do drzwi z ich zewnętrznej strony. W trzech wagonach znajdowało się ok. 500 pasażerów. Pod wagonami zginęło kilkanaście osób, a ponad sto trafiło z ranami ciężkimi do szczecińskich szpitali. Niektórzy z nich zginęli już w trakcie akcji ratowniczej: podnoszony przez dźwig tramwaj zerwał się z liny i z wysokości kilkudziesięciu centymetrów spadł na rannych leżących na skwerze. Władze podjęły decyzję o blokadzie informacyjnej. W „Kurierze Szczecińskim” pojawiła się krótka relacja, a następnego dnia już tylko zdawkowy komunikat, z którego wynikało, że komisje badają przyczyny katastrofy. Dlaczego państwo chciało ukryć informację o wypadku? Do wypadków przecież dochodzi często. Pojawiła się teoria, że nie był to przypadek. Zostaje powołany tajny zespół śledczych na czele ze znanym z „Kozła” porucznikiem Ugne Galantem, który ma ustalić, jaka jest prawda.
W kolejnej powieści, zatytułowanej ”Sierociniec”, opowiadam historię, do której zainspirowała mnie swoimi wspomnieniami osoba bardzo mi bliska. Powiedziała mi, że przez całe swoje dzieciństwo mieszkała w domu dziecka. Po raz pierwszy usłyszałem wówczas, że była świadkiem sprzedaży swojej siostry. Sprawdziłem, czy było to w ogóle możliwe, i wtedy dotarłem do dokumentów świadczących o bezprawnym procederze, który miał miejsce w naszym kraju w latach siedemdziesiątych. Okazało się, że w PRL funkcjonował korupcyjny system sprzedaży sierot za granicę. W mojej powieści sprawą nielegalnych adopcji zajmuje się zespół śledczych, na czele którego stają bohaterowie znani z „Kozła” i „Szóstki”.
Trzy powieści tworzą cykl kryminałów noir. Każda z nich opowiada prawdziwą, mroczną historię, którą próbują rozwikłać fikcyjni bohaterowie. W książkach jest wszystko to, czego sam bym oczekiwał od pasjonujących powieści. Jest miłość, zdrada, mroczna tajemnica, skomplikowani bohaterowie i prawdziwa historia. Czasami prawdziwa do bólu.
25 kwietnia 2024 r.