Głosuj! Twój głos jest ważny!
Rozmowa z dr. Wojciechem Peszyńskim, adiunktem na Wydziale Politologii i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
- Zobacz Głosuję 26 maja!
W przeddzień wyborów do Parlamentu Europejskiego nie sposób nie zapytać politologa o tak zwany deficyt demokracji w strukturach Unii Europejskiej. Co to oznacza dla nas, wyborców?
Można powiedzieć, że pewien deficyt demokracji jest w tym przypadku błogosławieństwem. UE jest organizmem bardzo dużym i bardzo zróżnicowanym. Istniejący model wypracowywania decyzji w systemie władzy UE idealny nie jest, ale niczego lepszego przy takiej konfiguracji wymyślić nie można. Czasem mówi się, że UE to organizm anachroniczny, że istnieje trudność wypracowywania decyzji. Każdy kryzys, który gdzieś się pojawia, na pewno ma już unię rozwalić; już niektórzy wieszczą ten koniec. A ja powiem inaczej: dla mnie to jest pewien fenomen, że tak sprawnie może ta maszyna funkcjonować. Przy tak złożonej mozaice elementów – 28 (za chwilę 27) państwach, wewnętrznie zróżnicowanych politycznie, etnicznie, językowo, kulturowo, etc. – jak to wszystko się nałoży na siebie to mamy bardzo dużą liczbę zmiennych. Dlatego UE – w rozkroku między konfederacją a federacją – moim zdaniem ma ważniejsze problemy niż deficyt demokracji
Parlament Europejski to ciało demokratyczne.
Tak, PE jest w UE ciałem unikatowym. Jego skład wyłania się w drodze powszechnych i demokratycznych wyborów od 1979 roku. Z drugiej strony trzeba zauważyć, że wybory te jak dotąd miały, we wszystkich państwach, te same cechy: frekwencja znacznie niższa niż w wyborach do parlamentów krajowych (nie liczę takich krajów jak Belgia, gdzie jest obowiązek głosowania) i dominująca w debacie przedwyborczej tematyka krajowa, nie tematyka związana z samą UE. Koszula jest bliższa ciału, dziura w naszym płocie jest ważniejsza i bardziej zrozumiała, niż ta dziura gdzieś tam hen, hen w innym miejscu. Nie widzimy tego bezpośredniego przełożenia. To nie jest tylko specyfika polskiej kultury politycznej – także kultury zachodnich społeczeństw, które wybierają swoich przedstawicieli do PE od 1979 roku. Te powszechne i bezpośrednie wybory dają możliwość wyboru naszych przedstawicieli. To ten deficyt demokracji minimalizuje, ale nie wpływa na poczucie tożsamości europejskiej obywateli.
Jak ważna rola przypada PE w strukturach decyzyjnych UE?
Trzeba zaznaczyć, że nie jest to taki klasyczny parlament jak w systemach parlamentarnych, które dominują w Europie. PE nie stanowi rdzenia, bo system polityczny UE jest bardziej złożony. Z uwagi na to, że liczy się głos nie tylko parlamentarzystów, ale przede wszystkim państw, najważniejszym ciałem jest Rada Europejska, złożona z szefów rządów względnie głów państw krajów członkowskich. PE jest jednym z wielu ciał decyzyjnych, które w tym procesie, dosyć skomplikowanym, uczestniczą.
Trzeba jednak mieć też wzgląd na pozaformalne metody wpływu politycznego. Jeżeli ci nasi posłowie zasiądą we wpływowych frakcjach, będą aktywni, będą dobrze pracowali i, przede wszystkim, będą się wypowiadać w interesie Polski, a zwłaszcza jeśli, dzięki aktywności, zajmą w PE ważne funkcje, w prezydium i komisjach – to głos Polski będzie niewątpliwie bardziej słyszalny.
PE jest niewątpliwie ważnym ciałem. Dlatego dobrze jest zadbać o to, by ta nasza reprezentacja była solidna. By miała mocną legitymację w postaci frekwencji wyborczej wyższej niż te mityczne 25 procent, których nie możemy przekroczyć od pierwszych wyborów. Jestem jednak przekonany, że frekwencja w tych wyborach do PE będzie znacznie wyższa niż w latach 2004, 2009 i 2014. Te wybory nie są rywalizacją samą w sobie, ale stanowią etap kampanii wyborczej do Sejmu (najważniejszych wyborów w polskim systemie władzy) – głównie z tego powodu dotychczasowy rekord z 2009 r. (24,53 proc.) zostanie pobity.
Dlaczego frekwencja w wyborach do PE, szczególnie w takich województwach jak nasze, jest szczególnie ważna?
Przede wszystkim ze względu na sposób ustalania wyniku wyborów. Jest to znacznie bardziej skomplikowanych sposób niż we wszystkich innych wyborach. W pierwszym etapie liczbę mandatów przysługujących komitetom wyborczym, które przekroczą próg 5 procent, przydziela się na poziomie krajowym, nie na poziomie okręgów. Te okręgi mają charakter pomocniczy. Dopiero w drugim etapie mandaty przypadające poszczególnym komitetom są dzielone na listy okręgowe tych komitetów, proporcjonalnie do liczby głosów, które padły na listy okręgowe. Dlatego duża frekwencja w okręgu przekłada się na możliwość wprowadzenia do PE posła z tego okręgu. Ten sposób liczenia uprzywilejowuje duże okręgi, z dużą liczbą uprawnionych do głosowania – okręgi małopolskie i świętokrzyskie, śląskie czy wielkopolskie. Nasze województwo jest pod względem uprawnionych do głosowania najmniejsze.
Ale trzeba powiedzieć, że potrafiliśmy z tego wyciągnąć wnioski i zdać egzamin. W 2004 roku mieliśmy w Kujawsko-Pomorskiem tylko jeden mandat do PE – mandat Tadeusza Zwiefki. W kadencji 2009-14 odrobiliśmy lekcje, poziom partycypacji społecznej był wyższy. Ale trzeba też zaznaczyć, że nasz udział trzeba potraktować poważnie, trzeba oddać głos ważny. Jeśli oddamy głos nieważny to tak, jakby nas przy urnie nie było. Kiedy wybieraliśmy PE na lata 2009-14 była nie tylko wysoka frekwencja, ale też wyborcy głosowali na komitety, które miały duże szanse zdobycia miejsc w PE. I były trzy mandaty. Obecnie też mamy trzech europarlamentarzystów.
Chciałbym zachęcić wszystkich mieszkańców naszego województwa, wszystkich Polaków, wszystkich Europejczyków do partycypowania w tym procesie demokratycznym. Wybory to jedyny taki moment, taka instytucja, w której wszystkie osoby są równe. Nie decyduje urodzenie, pochodzenie, miejsce zamieszkania, a zwłaszcza majątek. Jak mówiła moja świętej pamięci Babcia: chodzę na wybory, bo mój głos waży tyle samo, co głos pana prezydenta, pana premiera czy księdza prymasa. Wszyscy mamy możliwość, wszyscy mamy taki sam wpływ na proces decyzyjny.
I na wspólną naszą rzeczywistość.
Dokładnie.
17 maja 2019 r.