Wywiad tygodnia

Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP
Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP

To jest ciągle żywe

Rozmowa ze Zbigniewem Mikielewiczem, artystą rzeźbiarzem, autorem toruńskiego pomnika Pamięci Ofiar Zbrodni Pomorskiej

 

Zbrodnia pomorska – czy jest to dla pana sprawa osobista?

 

Nie. Moje korzenie są na Wileńszczyźnie, gdzie się urodziłem. Moi rodzice przyjechali do Polski z ostatnim już chyba transportem repatriantów, w 1959 roku. Natomiast sprawy wojenne, sprawy wojennych zbrodni od dłuższego czasu bardzo mnie zajmują.

 

Tworząc pomnik skorzystałem z przyzwolenia i pewnego otwarcia osób decydujących w tej kwestii i  wybrałem nową, jak mi się zdaje, formułę upamiętnienia; taką, która nie jest zasadniczo w Polsce praktykowana. Takiego upamiętnienia, które nie epatuje grozą, nie ma na celu antagonizowania ludzi. Buduje raczej przestrzeń do refleksji, półsakralną, bo chodzi przecież o sprawy niezwykle dramatyczne, ostateczne.

 

Ja byłem wstrząśnięty głównie tym, że była to zbrodnia sąsiedzka, o podobnym charakterze jak ta na Wołyniu. Oczywiście inaczej zorganizowana, inaczej to wszystko przebiegało – listy osób do likwidacji były przygotowywane jeszcze przed wojną. Ci ludzie, którzy się na co dzień spotykali, odwiedzali, mieli ze sobą pewne relacje, nagle, przy zmianie klimatu politycznego, jedni stają się katami, innych obsadzając w roli ofiar. Bez najmniejszych oporów wyciągają tych innych z domów i mordują tylko dlatego, że ci są Polakami czy też tylko dlatego, że są inteligentni, lepiej wykształceni i w związku z tym stanowią grupę, która dla każdego totalitaryzmu stanowi zagrożenie. 

 

Zastanawiało mnie też to, dlaczego przez tyle lat nie było takiego jednego centralnego miejsca upamiętnienia. Bo poszczególne miejsca pamięci pojawiały się wszędzie tam, gdzie odkryto miejsca zbrodni. Ale jednego miejsca, które podkreślałoby i uwypuklało cały zamysł organizacyjny tej zbrodni – tego nie było przez lat blisko 80. Myślę, że właśnie dlatego ta zbrodnia nazywana była zbrodnią zapomnianą. Teraz, dzięki marszałkowi Wyrowińskiemu i innym osobom, ta sprawa wraca, możemy przywrócić ofiarom podmiotowość i tożsamość. Bo, jak wiadomo, Niemcy zacierali ślady własnych zbrodni. Dlatego liczba znanych nazwisk to ledwie 20-30 procent. Prawda o tych wydarzeniach jest stale jeszcze odkrywana.

 

Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP
Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP

 

To między innymi skłoniło mnie, by znaleźć taką formułę, żeby to nie był pomnik, który załatwia sprawę, zamyka ją. Bo ona jest otwarta, ona jest ciągle otwarta. Dlatego główną ideą była budowa przestrzeni, w której odkrywa się tajemnice sprzed kilkudziesięciu lat niejako na szlaku codziennych praktyk, codziennego życia. Ktoś idzie do autobusu, załatwia sprawy, zrobił zakupy – i przechodzi przez miejsce w centrum miasta. Ofiary tamtej zbrodni też zostały wyrwane z biegu codziennych zdarzeń. Ci ludzie dostali zawiadomienie, że mają się gdzieś stawić, zostali wywleczeni z domu, zatrzymani na ulicy – i nie wrócili. Pomnik to memento, że każdy zwykły dzień może się w każdej chwili tak samo skończyć. Stąd symboliczna wymowa głównej osi parku pamięci – ostatniej drogi, która się nagle rozsypuje, kończy. Żeby wejść na teren ściśle memorialny trzeba wejść na trawę – nie ma tam ścieżek.

 

Chciałbym, żeby – kiedy to wszystko nabierze już właściwego wymiaru – można tam było podążać w dowolnym kierunku, a roślinność, która się tam pojawi tworzyła przestrzenie, w których pojawią się kolejne instalacje rzeźbiarskie. Jedna, z fragmentem wiersza Herberta „Pan Cogito o potrzebie ścisłości”, będzie poświęcona właśnie tym wszystkim nieznanym ofiarom. Tam będzie kapała woda – to symbol, że mimo upływu czasu ta zbrodnia nie została dotąd rozliczona. Park pamięci powstanie, mam nadzieję, w przyszłym roku.

 

Rozstrzelany dom – miejsce, z którego zabrano przemocą ludzi, by ich stracić i pochować w dołach śmieci – to podstawowa wymowa pomnika.

 

Główna część pomnika jest fragmentem większego założenia, zwornikiem całej przestrzeni. Jak już mówiłem, to była zbrodnia sąsiedzka. To nie był akt nagłego porywu wściekłości, to nie były działania wojenne. Te domy, te rodziny zostały bez ojców, synów, braci. Z ranami, które nigdy nie zostaną zabliźnione. Dlatego w poszukiwaniu właściwego symbolu skupiłem się na domu, który zamiast wnętrza archetypicznie emanującego ciepłem domowego życia ma wnętrze zalane ołowiem. To jest ołów nie tylko kul, które były przyczyną śmierci rozstrzelanych. To jest też odwołanie do pewnego nastroju, który pozostaje (ołowiane niebo), do psychicznego ołowianego czopu w człowieku, który stracił kogoś bliskiego. 

 

Byłem świadkiem wzruszających rzeczy podczas odsłonięcia pomnika. Przychodzili ludzie z pamiątkami, zdjęciami. Jakaś starsza pani usiadła pod drzewem i pokazywała zdjęcia swojego ojca – i płakała. Widać, że to jest ciągle żywe, po tylu latach. Mój osamotniony dom stoi na kwadracie symbolizującym dół śmierci – ranę w ziemi, która się nigdy nie zabliźnia. Wokół jest pustka. Wybrałem formę, która może funkcjonować w przestrzeni miejskiej. Nie epatuje grozą. Chciałbym, żeby ludzie tam siadali i zajmowali się swoimi sprawami. I czasami pomyśleli o tamtych ludziach, tamtych strasznych czasach i o tym, że pamięć może uchronić przed powtórką z historii.  

 

Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP
Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP

 

Wojna 1939-1945 znowu zajmuje ważne miejsce w zbiorowej wyobraźni. Dlaczego, pańskim zdaniem, tak się dzieje?

 

80 lat to dużo czasu, ale jeśli istnieją historie takie jak ta, nieodkryte, nierozliczone, to nic dziwnego, ze ktoś się o tę część historii stale upomina. I dobrze. Każdy z nas ma prawo do nazwiska po śmierci, do pamięci. A w tym przypadku nieznanych ofiar, ludzi potraktowanych tak, jakby nigdy nie istnieli, jest jeszcze dużo. O polityce nie chcę tu mówić, bo to nie jest dla mnie sprawa interesująca. Mnie interesuje bardziej to, że takie rzeczy – zbrodnie sąsiedzkie, czystki etniczne – ciągle się dzieją w różnych miejscach świata. Że takie sytuacje ciągle mają miejsce i że tak łatwo do tego doprowadzić. Pomnik mówi „przechodniu, uważaj, uważaj na swoje myśli, uważaj co myślisz o tym drugim człowieku – bo to się może znowu zdarzyć; jeśli taka rzecz się w tobie zalęgnie i urośnie to nie wiesz kim się możesz stać”. Tak łatwo przecież antagonizować, mamy tego liczne przykłady. Właściwie bez powodu ludzie zaczynają się nienawidzić, bez sensu kompletnie. Bo ktoś myśli trochę inaczej, bo inne wartości są dla niego ważne. I ten  brak przestrzeni w człowieku mnie przeraża najbardziej –  w sensie przestrzeni dla innych ludzi inaczej myślących. Ograniczenie siebie samego na własne życzenie, pod wpływem różnego rodzaju indoktrynacji to jest źródło uwalniania demonów różnego rodzaju. Człowiek się jako istota nie zmienia – zmieniają się tylko warunki, w których żyjemy. Teraz żyjemy w czasach pokoju, ludzie generalnie są wobec siebie przyjaźni, choć, jak wspomniałem, nie wszędzie i nie zawsze. Ale ta przestrzeń – dla innych ludzi, dla sąsiada, który jest innej narodowości, albo innego wyznania – jeśli nie ma jej w nas, to prowadzi to do takich strasznych rzeczy.

 

Nad czym pan teraz pracuje?

 

W tej chwili trochę odpoczywam, ponieważ zakończyłem sprawę z kilkoma pomnikami. Jeden z tych projektów był bardzo duży – Kwatera Pamięci na Oksywiu w Gdyni. Upamiętnienie admirała Unruga, trzech komandorów i ich podwładnych. To wspólna praca z architektami, Przemysławem Dudziukiem i Krzysztofem Stolarskim. Musieliśmy przeciąć klif, otworzyć przestrzeń na morze i symbolicznie wydobyć wrak okrętu, który spoczywał na dnie. Oczywiście to jest rzeźba. Taki rodzaj wiecznej wachty dla tych, których doczesne szczątki są tam złożone.

 

Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP
Fot. Łukasz Piecyk dla UMWKP

 

To świetna praca. Podobnie jak w przypadku toruńskiego pomnika, każdy element ma swoje znaczenie, jest na swoim miejscu i wiadomo po co tam się znalazł. 

 

Praca nad tego typu projektami to jest zawsze droga, w trakcie której dowiaduję się nad czym tak naprawdę pracuję, czytając coraz więcej, coraz więcej wiedząc. W pewnym momencie okazuje się, że ta pierwsza myśl i ta pierwsza forma to niekoniecznie dobry wybór, tutaj przyda się coś innego. To jest droga i to jest zresztą w tej pracy fascynujące – że nigdy nie wiadomo dokąd się dojdzie.

 

Bardzo dla mnie ważne jest, by taki obiekt jak pomnik był też otwarty na interpretacje, był dziełem otwartym. Kilka dni temu, przechodząc obok toruńskiego pomnika, zauważyłem ludzi, starszą panią najprawdopodobniej z synem, którzy dłuższy czas tam stali przed tablicą z nazwami miejscowości. Odważyłem się zapytać co sądzą o tym obiekcie. I ten pan powiedział mi, że ten dom to jest taka forma dla niektórych mało atrakcyjna, bo to zwykłe proste bryły, natomiast dla niego one symbolizują, że z naszego społeczeństwa wyrwane zostały najbardziej wartościowe jednostki i grupy społeczne. I zaczął rozwijać tę myśl. Pomyślałem: to fajnie, że nie jest dokładnie tak jak ja to sobie wymyśliłem, że można podchodzić do tego w różny sposób. Staram się odrzucać w moich pracach elementy zbędne i pozostawiać tylko te, które są podatne na różną interpretację i w tym sensie uniwersalne. 

 

19 października 2018 r.