Wrażliwość na drugiego człowieka
Rozmowa z Małgorzatą Gerne-Rudnicką, nauczycielką w Szkole Podstawowej nr 1 w Toruniu, prezesem toruńskiej Fundacji Pro Familia, tegoroczną laureatką nagrody zarządu województwa Stalowy Anioł
„Od kiedy pamiętam lubiłam pomagać” – powiedziała pani w jednym z wywiadów, kiedy informacja o pani nagrodzie pojawiła się publicznie. To dzisiaj nie tak częsta postawa. Co panią uformowało w tym kierunku?
Przede wszystkim wiąże się to z moją religią. Jestem osobą głęboko wierzącą i miłość bliźniego wynika z mojej wiary. Myślę również, że wrażliwości na drugiego człowieka nauczyli mnie moi rodzice i babcia. Nigdy nie stawiałam siebie na pierwszym miejscu w życiu, zawsze na pierwszym miejscu był drugi człowiek. Kiedyś przeczytałam słowa ks. Jana Twardowskiego „wszystko jest wtedy, kiedy nic dla siebie” i uznałam je za moje motto życiowe. Myślę również, że duży wpływ na moją postawę życiową miał św. Jan Paweł II, który mówił, że „człowiek tyle jest wart, ile może dać drugiemu człowiekowi”. Jako pokolenie JP2 byłam pod dużym wpływem Jego nauk. Od kiedy pamiętam, zawsze lubiłam pomagać. Już w szkole średniej uczęszczałam na tzw. patterningi, czyli ćwiczenia z dziećmi z porażeniem mózgowym. Dawało mi to wielką satysfakcję. Jako dorosła osoba zaczęłam poszukiwać możliwości dotarcia do osób chorych i ubogich poprzez różne fundacje. Nawiązałam kontakt między innymi z Fundacją „Zdążyć z pomocą”, Polską Akcją Humanitarną, Caritasem, WOŚP-em i Fundacją Rak’n’Roll . Moja współpraca z Fundacją „Zdążyć z pomocą” zakończyła się zdobyciem Złotego Certyfikatu Dobroczynności. Pomagałam również poprzez szpitale i domy dziecka. Zostałam odznaczona medalem za zasługi przez Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Ta działalność trwała przez wiele lat i zakończyła się założeniem przez mnie własnej fundacji.
Ta fundacja pomaga rodzinom w kryzysie – bezrobocie, ubóstwo, nieprzystosowanie społeczne, choroba. Na czym polega pomoc?
Moja fundacja powstała po to, aby pomagać ludziom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej spowodowanej ubóstwem, patologią, bezrobociem, chorobą lub niepełnosprawnością. Ale powstało pytanie: jak dotrzeć do tych ludzi? W roku 2013 sama zgłosiłam się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Toruniu z propozycją współpracy. Trafiłam tam na wspaniałych ludzi, którzy od razu zrozumieli moje intencje. I tak zaczęła się współpraca, która trwa już 7 lat. Do fundacji wpływały wnioski z MOPR-u, które zostały wcześniej zaopiniowane przez pracowników socjalnych, asystentów rodzinnych, lekarzy, psychologów i innych specjalistów. Pomoc, głównie finansowa, trafiała do samotnych matek z dziećmi, rodzin wielodzietnych, osób bezrobotnych, bezdomnych, zmagających się z różnymi chorobami i niepełnosprawnościami. W sumie pomoc otrzymało już prawie tysiąc osób. Za te pieniądze kupowane są nie tylko leki, ale również jedzenie, środki czystości, odzież, przybory szkolne dla dzieci, meble czy sprzęt AGD. Pomoc ta miała duże znaczenie w czasach, gdy nie funkcjonował jeszcze program 500+. Dziś również udzielamy pomocy na podstawie wniosków składanych za pośrednictwem MOPR-u i szpitali.
Czy na pani działalność w fundacji ma wpływ pani praca w szkole i odwrotnie?
Z zawodu jestem ekonomistą i nauczycielem języka angielskiego. Ukończyłam dwa kierunki studiów. Moim pierwszym kierunkiem była ekonomia, język angielski studiowałam dodatkowo. Jednak to z nim związałam swoją pracę zawodową. Dlaczego? Ponieważ praca nauczyciela dawała mi zawsze większą satysfakcję i poczucie spełnienia. Jestem nauczycielem z powołania. Kocham moją pracę i traktuję ją jak misję. Jako nauczyciel mogę uczyć dzieci wrażliwości i miłości do drugiego człowieka i kształtować w nich prawidłowe postawy moralne. Właściwie każda lekcja jest do tego okazją.
W mojej pracy spotykam się z różnymi dziećmi, również z rodzin ubogich i patologicznych. Kiedy widzę, że rodzina jest biedna, zawsze staram się pomóc. Nigdy jednak nie mówię dzieciom, że to ja pomagam, nie chcę żeby czuły się nieswojo. Boli mnie, gdy nie mogę nic zrobić, bo problem leży gdzie indziej, w złych relacjach w rodzinie. Wtedy staram się tym dzieciom okazać dużo ciepła i zrozumienia. Niestety, pomoc, którą oferuje moja fundacja, nie może dzieciom zastąpić domu, rodziny ani dać im poczucia bezpieczeństwa. Do tego potrzebna jest pomoc wielu instytucji.
Zdaję sobie sprawę, że nie pomogę całemu światu, ale nawet taka niewielka pomoc może odmienić życie wielu ludzi. To już jest dużo…
- Zobacz też Stalowe Anioły 2019
13 grudnia 2019 r.