Wywiad tygodnia

Monika Denejko-Białkowską, fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP
Fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP

Wołanie o dobro

Rozmowa z Moniką Dejneko-Białkowską, inicjatorką prezentacji w Toruniu plenerowej wystawy planszowej poświęconej kardynałowi Adamowi Kozłowieckiemu SJ Zobacz Kardynał Kozłowiecki – jezuita, misjonarz, Apostoł Afryki 

 

Skąd pomysł na sprowadzenie do Torunia wystawy poświęconej tej właśnie postaci?

 

Kardynał Adam Kozłowiecki, człowiek obdarzony wielkim poczuciem humoru, zapowiedział, że „po śmierci to on dopiero zacznie działać”. I nie inaczej tę inspirację widzę, gdyż na moją fascynacją osobą tego Apostoła Afryki wpłynęły tak zwane przypadki… lub nie przypadki. 7 czerwca 1999 roku uczestniczyłam we mszy świętej na toruńskim lotnisku, odprawianej przez kard. Adama Kozłowieckiego, tuż przed beatyfikacją ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego i nabożeństwem czerwcowym sprawowanym przez Jana Pawła II. Wtedy, przyznam, nie zdawałam sobie do końca sprawy kim jest ten niewysoki, starszy, ale żwawy kardynał.

 

Po wielu latach, gdy zaangażowałam się w jezuicki wolontariat misyjny, postać kardynała Kozłowieckiego coraz częściej pojawiała się w moim życiu. Ten wolontariat, już w bardzo dojrzałym wieku, był [dla mnie] poniekąd powrotem do czasu liceum, gdy chodziło mi po głowie wstąpienie do zakonu i wyjazd na misję. (Chyba na szczęście dla zakonów jestem mężatką i mamą.) Na pewno przetrwało zrozumienie roli i znaczenia misji. Pozostało mi poznawanie historii misji jezuickich w Zambii, specyfiki działania misjonarzy, uczestnictwo w wolontariacie jezuickim. W tej historii niebagatelną, a właściwie kluczową rolę odegrał właśnie kardynał Adam Kozłowiecki, jezuita.

 

Lekturą towarzysząca mi w czasie pandemii covid-19 był napisany przez niego „Ucisk i strapienie”, zapis koszmaru w niemieckim obozie koncentracyjnym w Dachau, układający się w formę niemal dziennika. Obraz obozowego życia, nakreślony przez młodego wówczas człowieka, porusza do głębi i pozostawia z pytaniem jak [się w takim koszmarze nie poddać i] jak okiełznać (…) wszechogarniającą samotność. Czy można żyć normalnie po doświadczeniu wojny, przemocy? Jak funkcjonuje pozbawiony wolności 30-latek, zatrzymany u progu spełniania swoich pragnień, marzeń, w obozie, w którym śmierć jest codziennością? Jak kochać nieprzyjaciół? We wstępie do książki o. Mieczysław Bednarz SJ napisał, że jest to „wołanie o dobroć i protest przeciw złości.”

 

Monika Denejko-Białkowską, fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP

Fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP

 

Powojenne losy o. Adama Kozłowieckiego są afirmacją woli i radości życia. Kto bliżej pozna życiorys tego nietuzinkowego jezuity, musi zadać sobie pytanie: jak to możliwe?

 

(…) [Kozłowiecki] urodził się w 1911 roku w ziemiańskiej zamożnej rodzinie w Hucie Komorowskiej i uczęszczał do prestiżowej szkoły prowadzonej przez jezuitów, Zakładu Naukowo-Wychowawczego św. Józefa w Chyrowie (obecnie w Ukrainie). Gdy powziął decyzję o wstąpieniu do zakonu, ojciec dosłownie wywiózł młodego Adama do Poznania, licząc na zmianę planów przez syna. Ten, tuż po maturze w Państwowym Gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu, dopiął swego i wstąpił do zakonu jezuitów. Ojciec nie tak widział przyszłość syna, czuł się zawiedziony, Adam utracił prawo dziedziczenia majątku, co nie było bagatelną sprawą. (…)

 

Wybór zakonu jezuitów oznaczał długą formację, zmierzającą do całkowitej mobilności, gotowości do bycia w drodze. Nieprzywiązywanie się do majątku, miejsc, ludzi – swoiste ogołocenie – wpisane było w tę drogę.

 

(…) Po wyzwoleniu obozu w kwietniu 1945 Kozłowiecki podjął wyzwanie, jakim stał się wyjazd na misję do Rodezji Północnej (obecnie Zambia). (…) Już w styczniu 1946 wyruszył do Afryki, gdzie dotarł w kwietniu i pozostał do śmierci. (…) [Jego listy z tamtego okresu]

świadczą o duchowych rozterkach młodego misjonarza i ogromnej tęsknocie za ojczyzną. Z drugiej strony są zapisem niespożytej energii i miłości do afrykańskiej ludności.

 

(…) Był blisko ludzi. Jego zaangażowanie w budowę szkół, działania na rzecz niepodległości Rodezji Północnej, praw kobiet, równości bez względu na kolor skóry były nad wyraz skuteczne i wyprzedzające czas. (…) Przy ubogich środkach jakimi dysponował jego skuteczność jest imponująca. Mówiąc nieco żartobliwie, Adam Kozłowiecki byłby największym influencerem, fundraiserem naszych czasów, gdyby tylko dysponował odpowiednimi narzędziami. Pozostał niezwykle skromny, z dystansem do siebie i ogromnym poczuciem humoru. Pod koniec życia pracował jako zwykły wikary (niemal 15 lat), dożył sędziwego wieku pracując nieustannie i dosłownie do śmierci w wieku 96 lat (61 przeżył w Afryce).

 

Obecnie na całym świecie pracuje wielu misjonarzy, ich codzienność w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej, a także np. w Ukrainie, to praca w bardzo trudnych, niebezpiecznych warunkach. Zabiegają w istocie o godność każdego człowieka. Dlatego warto, choćby na przykładzie o. Adama Kozłowieckiego, podkreślać ich znaczenie.

 

Monika Denejko-Białkowską, fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP

Fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP

 

Wystawa ma związek Projektem Zambia Toruń, którego jest pani opiekunem, wspieranym przez toruński Klub Inteligencji  Katolickiej.  

 

(…) Uważam, że warto by Europejczycy (zarówno duchowni jak i świeccy), mówiący o kryzysie Kościoła, a także przeżywający osobiste kryzysy, spojrzeli na Afrykę. (…)

 

Dlaczego Afrykańczycy potrzebują wsparcia? Przede wszystkim jest to wyraz solidarności z młodymi, rozwijającymi się wspólnotami, borykającymi się wciąż z sytuacją bytową, brakiem dostępu do opieki medycznej, drogiej edukacji. Misjonarze, np. w Lusace dosłownie wyrywają młodzież z rąk handlarzy narkotykami, siostry zakonne opiekują się dziećmi, których ze względu na chorobę lub biedę nie jest w stanie wychować rodzina. Pomoc materialna i duchowa jest szansą dla słabszych, biednych, chorych. System opieki społecznej praktycznie nie istnieje, dlatego ogromne znaczenie ma wsparcie płynące z całego świata.

 

Jesteśmy częścią tej misji nie jako bierni obserwatorzy, ale kochający siostry i bracia.

 

Propagowanie wiedzy o sytuacji na misjach, także dzięki tej wystawie, wynika z nadziei. Marzy mi się, a myślę, że w Klubie Inteligencji Katolickiej w Toruniu nie jestem odosobniona, abyśmy widzieli i rozumieli świat, Kościół, historię szerzej niż z perspektywy własnego podwórka. Liczę na to, że są takie obszary, w których pomagamy Afryce, ale też wiele możemy nauczyć się od jej mieszkańców.

 

Monika Denejko-Białkowską, fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP

Fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP

 

Za sprowadzeniem wystawy stoi właśnie toruński Klub Inteligencji Katolickiej. Jak określiłaby pani znaczenie tego środowiska dla tkanki społecznej Torunia i regionu?

 

Klub Inteligencji Katolickiej to przede wszystkim miejsce spotkania pokoleń. To możliwość korzystania z doświadczenia seniorów, odczucia młodości i świeżości juniorów. Najstarsza członkini ma 100 lat, najmłodszy członek niecałe 26. To, jak ja postrzegam dziś świat, ma swoje korzenie w mojej obecności w klubie od 2007 roku. Możliwość obcowania, codziennego kontaktu z wieloma postaciami toruńskiego środowiska akademickiego, liderami katolickimi, społecznikami i działaczami opozycji demokratycznej z czasów PRL-u to była prawdziwa szkoła wartości i tradycji, ale i szkoła zaangażowania politycznego, które wyrasta z katolickiej nauki społecznej.

 

(…) Klub jest też naturalną płaszczyzną integracji środowiska inteligenckiego, głównie uniwersyteckiego, wymiany myśli, dyskusji, debat. Słowo, które najlepiej opisuje tę formę działalności, to dialog. Chcemy ten dialog prowadzić jako część Kościoła – i jako Kościół ze światem. Jesteśmy więc otwarci i zaangażowani w dialog ekumeniczny. W tym wymiarze jesteśmy prekursorami w Toruniu i w diecezji toruńskiej. I mimo obiektywnych trudności wierzymy, że potrzeba, że warto, że nie ma innej drogi.

 

Młodzi z Projektu Zambia Toruń mają niepowtarzalną okazję dotknięcia w Zambii innego, a przecież tego samego Kościoła, chwilowego zanurzenia w inną specyfikę życia, kulturę. Przygotowanie do misji nie jest łatwe. To przekraczanie wielu barier, uprzedzeń, lęków. To konieczność pozyskania funduszy, dosłownie stanięcia z puszką i prośbą o wsparcie. Podobnie jak czynią to misjonarze na całym świecie. Udział w doświadczeniu misyjnym zwykle jest próbą sił, okazją do refleksji nad swoim miejscem w świecie, dotknięciem innej rzeczywistości. Ci, którzy wracają z misji w Zambii mówią, że są innymi ludźmi –  i nie wiem, czy aby to zrozumieć wystarczyłoby przeprowadzić z nimi wywiady. Bo zawsze coś umknie, pozostanie coś nieuchwytnego, jakieś „magis”. Magis [łac. bardziej, więcej – jedno z zasadniczych pojęć w duchowości jezuickiej], nie mylić z magią.

 

3 czerwca 2024 r.