Przez fortepian do organów
Rozmowa z Jakubem Kwintalem, organistą, dyrygentem, wykładowcą w Bydgoskiej Akademii Muzycznej, tegorocznym stypendystą marszałka województwa.
Organy to bardzo specjalny instrument, w większym niż inne stopniu wyznaczający muzyczne zainteresowania grającego na nim artysty. Jakiego rodzaju muzyka zainspirowała pana do jego wyboru? Czy może poruszająca wszystkich słynna Bachowska Toccata i fugę d-moll?
Moje muzyczne początki wiążą się z fortepianem. Przez osiem lat kształciłem w zakresie pianistyki w Zespole Szkół Muzycznych w Radomiu i tak naprawdę przez długi czas organy pozostawały poza kręgiem moich zainteresowań. Pierwszy kontakt z nimi zawdzięczam mojemu ojcu, który przez kilka lat był organistą w rodzinnej parafii. Dobrze się czułem przy tym instrumencie, grywałem utwory, szczególnie barokowe, które miałem w repertuarze fortepianowym i z czasem podjąłem decyzję o zostaniu organistą.
Muszę przyznać, że moja ówczesna wiedza na temat muzyki organowej była dość blada i faktycznie, pierwsze skojarzenia zawsze dotyczyły wspomnianego (…) dzieła lipskiego kantora.
W ramach marszałkowskiego stypendium będzie pan doskonalił warsztat w Paryżu. Proszę opowiedzieć o tych specjalnych lekcjach i wirtuozie który będzie ich udzielał.
Jest to druga i ostatnia część programu stypendialnego, zapoczątkowanego w lipcu ubiegłego roku. Dzięki wsparciu marszałka województwa kujawsko-pomorskiego mam możliwość kształcenia się w zakresie improwizacji organowej pod kierunkiem profesora Naji Hakim’a, kontynuatora francuskiej tradycji organisty-kompozytora-improwizatora.
Pierwszy kontakt z Mistrzem nawiązałem w roku 2010, gdy przygotowywałem się do nagrania debiutanckiego albumu. Otwiera go kompozycja Profesora „Wie schön leuchtet der Morgenstern”, którą wykonałem w duecie z moim szkolnym kolegą (jeszcze z czasów radomskich), oboistą Piotrem Lisem, solistą Filharmonii Narodowej. Ale o tym, że utwór znalazł się na płycie, Profesor dowiedział się dopiero w chwili gdy ją otrzymał. Była to dla niego miła niespodzianka, tym bardziej, że jest to, jak na razie, jedyna rejestracja tego znakomitego dzieła. Zarekomendował mnie wtedy organizatorom festiwalu w Bochum i w ten sposób rozpocząłem działalność koncertową poza granicami kraju. Dzięki płycie żywe zainteresowanie twórczością profesora Hakima wyrazili m.in. studenci Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy, którzy często prosili mnie o przynoszenie kolejnych jego kompozycji na prowadzone przeze mnie zajęcia [z] kameralistyki. Dlatego gdy wiosną ubiegłego roku zrodził się pomysł studiowania improwizacji, wybór pedagoga był dla mnie oczywisty. Pozostawało pytanie czy Profesor mnie przyjmie. Szczęśliwie tak się stało.
Angażuje się pan także w przedsięwzięcia chóralne i poprzez tego rodzaju projekty jest związany z protestancką parafią w Bydgoszczy. Co szczególnego daje tego rodzaju aktywność?
Z funkcją kantora, którą pełnię w Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Bydgoszczy, wiąże się, obok gry na organach i prowadzenia chóru, animowanie życia muzycznego parafii. W tym celu pod koniec 2013 roku powołaliśmy Ewangelickie Towarzystwo Kulturalno-Oświatowe, którego jestem wiceprezesem. [Towarzystwo organizuje między innymi] Ekumeniczny Przegląd Pieśni Wielkanocnej. Jest to jedno pośród wielu innych wydarzeń muzycznych, które mają miejsce w ewangelickiej świątyni w Bydgoszczy.
W maju rozpocznie się cykl „Muzyka w Kościele Zbawiciela”, w ramach którego odbędą się co najmniej trzy koncerty w wykonaniu polskich i zagranicznych artystów. W maju na organach zagra Peggy Haas-Howell, która przyleci do nas ze Stanów Zjednoczonych. Ciekawym i niecodziennym wydarzeniem będzie koncert kwintetu jazzowego z improwizacjami na tematy sakralne. Każdego roku jeden z koncertów poświęcony jest twórczości wybranego współczesnego kompozytora naszego regionu – tym razem będzie to doktor Piotr A. Komorowski, wykładowca Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Jesienią natomiast odbędzie się Bydgoski Festiwal Muzyki Dawnej, którego kierownikiem jest Rafał Gumiela.
Jednak najtrudniejszą pracę, czyli opanowanie całej biurokracji naszego stowarzyszenia, wykonuje niestrudzona pani prezes Iwona Loskot.
Co szczególnego daje mi organizowanie wskazanych imprez? (…) Na pewno satysfakcję. Staramy się wyjść z ofertą kulturalną nie tylko do możliwie szerokiej publiczności, ale również do muzyków o bardzo różnych specjalizacjach, dając im możliwość zaprezentowania się bydgoskim melomanom. Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce posiada ogromny potencjał, co widać choćby na przykładzie bydgoskiej parafii.
Naprawdę nie potrzeba wielu ludzi, by zrobić coś pożytecznego dla dobra ogółu.
Jakiego rodzaju doświadczenia wiążą się z pańską pracą nauczyciela akademickiego?
Mam szczęście prowadzić zajęcia indywidualne z młodymi ludźmi, z których każdy jest zupełnie inny, przez co lekcje tego samego przedmiotu potrafią diametralnie się od siebie różnić. Nie mogę więc narzekać na monotonię. Poza pracą merytoryczną jest to również spotkanie z drugim człowiekiem, często bardzo interesującym. W takich szkołach jak bydgoska Akademia Muzyczna relacje między wykładowcami i studentami są zazwyczaj dużo bliższe niż w uczelniach, w których studiują tysiące osób. [U nas] lekcje często nie kończą się na 45 minutach, ponadto studenci utrzymują ze mną kontakt również poza zajęciami. Wychodząc więc z pracy niejako ciągle w niej jestem. Ale może właśnie to jest w niej piękne?
Choć wielki talent to zjawisko bardzo unikalne, obecnie mam szczęście pracować z osobą bez wątpienia niezwykle zdolną. Nie jest to jednak student, lecz uczeń Państwowego Zespołu Szkół Muzycznych im. Artura Rubinsteina. Kończy dopiero szkołę podstawową, ale wrażliwością, inteligencją, wiedzą i kreatywnością nie ustępuje starszym kolegom, a często ich przewyższa. W takich przypadkach czuje się wielką odpowiedzialność za proces kształcenia i rozwój młodego człowieka.