Cieszę się z tego krążka!
Rozmowa z Pawłem Wojciechowskim, brązowym medalistą w skoku o tyczce Mistrzostw Świata w Lekkoatletyce Pekin 2015, reprezentantem Zawiszy Bydgoszcz
Podkreślasz, że to głowa zapracowała na ten medal. Przygotowujesz się specjalnie mentalnie pod takie zawody?
Wykonujemy bardzo dobrą pracę psychologiczną. Doktor Sybilski jest fachowcem nie z tej ziemi. Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy, powiedział mi, że będę najlepszych tyczkarzem na świecie. To był dla mnie szok. Pomyślałem: co ten gość gada? Po kilku spotkaniach wszystko wyklarowało mi się w głowie i wiedziałem, że to jest to, czego wcześniej szukałem.
Byłeś medalistą w Zurychu, teraz przyszedł brąz w Pekinie. Możesz spokojnie przygotowywać się do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku.
Trochę zabrakło, żeby wystąpić w Pradze w Halowych Mistrzostwach Europy. Były drobne kłopoty, z którymi musiałem sobie poradzić, ale wróciłem mocniejszy.
Na treningach też tak wysoko zawieszasz poprzeczkę jak na zawodach?
To nie jest realne. Nie napinam się na treningi. Tam trzeba oddawać równe, dobre technicznie skoki. Mówi się w naszym środowisku, że jak się skoczy coś na treningu, to 30 centymetrów więcej powinno być na zawodach. I to się sprawdza. Podczas przygotowań skaczę 5,50, maksymalnie 5,60. I niewiele brakuje w tym roku, żeby skoczyć 5,90.
Jesteś przygotowany na złamanie granicy 6 metrów?
Teraz już tak. Gotowe są na to zarówno ciało, jak i głowa. Jestem już świadomym zawodnikiem. W Daegu po zdobyciu złotego medalu nie wierzyłem w to, co się stało. W Zurychu medal wywalczyłem, nadal jeszcze nie było to tak starannie zaplanowane i wykonane. Teraz podchodziłem do sprawy metodycznie, spokojnie, z niesamowitą koncentracją.
Przed eliminacjami mówiłeś, że jedziesz walczyć o złoto.
Po to się przecież staje na starcie. Inaczej ulatuje smak sportu. Nie oznacza to jednak, że jestem rozczarowany trzecim miejscem. Bardzo się cieszę z tego krążka.
26 sierpnia 2015 r.