Wywiad tygodnia

Maciej Kluszczyński, fot. media społecznościowe zawodnika
Maciej Kluszczyński, fot. media społecznościowe zawodnika

Z Dobrzynia nad Wisłą do Tokio

Rozmowa z Maciejem Kluszczyńskim, wychowankiem DKŻ Dobrzyń nad Wisłą (w powiecie lipnowskim), trenerem kadry olimpijskiej Danii w windsurfingu RS:X

 

– Pana przygoda z windsurfingiem i żeglarstwem rozpoczęła się w 2008 roku. Wówczas w Dobrzyniu nad Wisłą samorząd województwa kujawsko-pomorskiego organizował regaty w ramach Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w  sportach letnich.

 

– Zgadza się. Organizacja przez Dobrzyński Klub Żeglarski tych zawodów i przygotowana na tę okoliczność infrastruktura, dały naszemu klubowi szansę na rozwój. Całe miasto żyło tymi wydarzeniami, więc kiedy trener Ryszard Przybytek ogłosił nabór do grupy windsurfingu, nie wahałem się ani chwili. Zebrała się nas grupa sześciu chłopaków, z których na czoło wybijali się bracia Furmańscy Dawid i Radek, no i ja… We trójkę w krótkim czasie zaczęliśmy dominować na krajowym podwórku, najpierw w klasie BiC Techno, a potem już w olimpijskim RS:X.

 

– To był złoty czas dla DKŻ Dobrzyń. W ciągu czterech lat wychowanek klubu Łukasz Przybytek zdobył olimpijską nominację i wystartował w igrzyskach Londyn 2012 w klasie 49-er.

 

– Łukasz był dla nas wzorem. Już w 2005 roku został drużynowym mistrzem świata juniorów w klasie Optymist, potem został mistrzem Europy w klasie 29-er. Był członkiem kadry, stypendystą marszałka, startował w regatach Pucharu Świata. Inspirował nas swoją postawą. W Dobrzyniu mieliśmy dobre warunki do treningu – krótka i stroma fala zalewu przypomina warunki morskie. Ciężka praca zaczęła przynosić efekty, zaczęliśmy seryjnie sięgać po medale Mistrzostw Polski. Dostałem stypendium marszałka i  powołanie na Mistrzostwa Europy i Świata juniorów. Startowaliśmy tam bez kompleksów. Największym osiągnięciem naszej grupy był złoty medal Mistrzostw Świata Juniorów RS:X zdobyty przez Radka Furmańskiego w 2014 roku.

 

Maciej Kluszczyński i  Laerke Buhl-Hansen, fot. fot. media społecznościowe zawodnika
Maciej Kluszczyński i Laerke Buhl-Hansen, fot. fot. media społecznościowe zawodnika

 

Duet windsurferów z DKŻ Dobrzyń Kluszczyński-Furmański był przez lata filarem kadry narodowej juniorów i młodzieżowców, a potem zaczęliście deptać po piętach starym lisom – Przemysławowi Miarczyńskiemu (brązowy medalista IO z Londynu) i Piotrowi Myszce…

 

– Obiektywnie rzecz ujmując, to Radek miał większe sukcesy i on stanowił dla nich realne zagrożenie, w ostatnich latach był członkiem kadry olimpijskiej i sparingpartnerem Piotra Myszki (4. miejsce w Rio de Janeiro, 6. miejsce w Tokio). Ja z racji swoich warunków fizycznych byłem zawodnikiem słabowiatrowym. Owszem, startowałem w najważniejszych regatach na świecie, ale należałem do czołówki głównie przy słabszych wiatrach, wygrywając wiele wyścigów Mistrzostw Świata, Europy, ale również stając na podium Pucharów Europy. W pewnym momencie zacząłem odczuwać, że nie wystarczy być tylko słabowiatrowym zawodnikiem na miarę osiągnięcia kwalifikacji olimpijskiej i zacząłem się zastanawiać co dalej.

 

W 2019 roku zakończyłeś karierę i zostałeś… przedstawicielem handlowym.

 

– Tak się życie ułożyło, że musiałem dokonać wyboru. Nie żałuję tego kroku, praca w korporacji dużo mi dała, nauczyła budować relacje. Nie przestałem trenować, ale teraz ciężar zajęć przeszedł na kolarstwo MTB i szosowe, które było wcześniej moją dyscypliną uzupełniającą. Nie zerwałem jednak kontaktów ze światem żeglarskim. Moja narzeczona Karolina Lipińska jest w kadrze windsurfingu i była sparingpartnerką Zosi Klepackiej-Noceti (brązowa medalistka igrzysk w Londynie 2012, 8. miejsce w Tokio) oraz rezerwową zawodniczką na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Spędzaliśmy razem sporo czasu na zgrupowaniach i zawodach, więc byłem na bieżąco w tym środowisku. Przez lata pływania w międzynarodowej stawce zbudowałem sieć znajomości, przyjaźni wśród zawodniczek i zawodników z wielu krajów […].

 

Maciej Kluszczyński, fot. media społecznościowe zawodnika
Maciej Kluszczyński, fot. media społecznościowe zawodnika

 

– Jak to się stało, że 25-letni chłopak z Dobrzynia nad Wisłą został trenerem kadry Danii w windsurfingu?

 

– To dla wielu osób była informacja nie z tej ziemi. Bum! „Klusek” ledwo skończył karierę i już jest trenerem reprezentacji Danii! Ale po kolei – wiedziałem, że chcę znaleźć swoje miejsce w żeglarstwie, ale powiem nieskromnie – od razu na „wyższej półce”. Nie interesowała mnie klasyczna droga, czyli najpierw nauka żeglowania dzieci, potem juniorów itd., tylko trenowanie profesjonalnych zawodników.

 

– Podobno pandemia Covid-19 przyczyniła się do Twojego wyboru?

 

– Wirus dotknął w Zakopanem zimą 2021 roku, gdzie byliśmy z moją narzeczoną i całą grupą polskich windsurferów na zgrupowaniu. Oznaczało to prawie dwa tygodnie kwarantanny. Zacząłem wtedy zastanawiać się nad tym, co robić dalej i zdecydowałem się wysłać swoje CV do różnych federacji żeglarskich. Jako pierwsi zgłosili się Niemcy, a potem pojawiła się oferta próbnego obozu z zawodniczką reprezentacji Danii – Laerke Buhl-Hansen. Pomyślałem: czemu nie? Duńczycy mają wielkie tradycje żeglarskie i worek olimpijskich medali, ale nie w windsurfingu. A Polacy, szczególnie specjaliści od windsurfingu mają dobrą markę. Już pierwsze zgrupowania i starty pokazały, że dobrze nam się współpracuje. Laekre – pomimo, że jest ode mnie starsza o 4 lata – to ambitna zawodniczka ze sporym potencjałem, która potrzebowała nowych bodźców, by zrobić postęp. Nasze pierwsze duże regaty to Mistrzostwa Europy w Vilamoura (Portugalia), gdzie Laerke zajęła 8. miejsce, czyli wbiła się do topu i startowała w wyścigu medalowym (medal race). Ten wynik już zrobił wrażenie na duńskiej federacji, zaczęto myśleć o olimpijskiej akredytacji dla mnie, jako trenera, bo Laerke miejsce w regatach Tokio 2020 miała już zapewnione. Sprawę rozstrzygnął dobry występ mojej zawodniczki na Mistrzostwach Świata w Kadyksie, gdzie zajęła 9. miejsce i potwierdziła przynależność do czołówki światowej. Wtedy usłyszałem: lecisz na igrzyska!

 

Maciej Kluszczyński i Łukasz Przybytek, fot. media społecznościowe zawodnika
Maciej Kluszczyński i Łukasz Przybytek, fot. media społecznościowe zawodnika

 

– W olimpijskiej wiosce żeglarskiej w Enoshimie spotkałeś swojego krajana z Dobrzynia nad Wisłą – Łukasza Przybytka.

 

– Spotkałem wielu znajomych. Oczywiście z Łukaszem łączą nas szczególne więzi. Śmialiśmy się, że desant z DKŻ Dobrzyń rządzi. Znam się doskonale niemal ze wszystkimi naszymi olimpijczykami w żeglarstwie. Włoski windsurfer Mattia Camboni, z którym ścigałem się w młodzieżowych regatach, gdy mnie zobaczył krzyknął: – Mamma mia, chcę żebyś był moim trenerem! Same zawody olimpijskie dla mnie jako trenera były ogromnym wyzwaniem. Tu nie mogliśmy pływać za zawodniczkami na pontonach, tylko mieliśmy przydzielone boksy. Laerke Buhl-Hansen rozpoczęła od 9. miejsca, a potem była dwa razy czwarta, piąta. Lepsze starty przeplatała gorszymi, ale poniżej dziewiątej lokaty nie wpływała na metę, niesamowita sprawa. Medal race’u nie oglądałem, odwróciłem się. Ostatecznie moja zawodniczka ukończyła rywalizację na siódmym miejscu, najlepszym w historii duńskiego windsurfingu.

 

– Jaka jest specyfika pracy w kadrze Danii i jakie cele stawiasz sobie teraz?

 

– Pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to kolegialne podejście do podejmowania decyzji, typowe dla Duńczyków. – Jak sądzisz, co powinniśmy dziś robić na treningu? – zwykł tam pytać trener zawodnika. Ja jestem z innej szkoły. Początkowo myślałem, że trener jest trochę dyktatorem i wizjonerem. Jednakże wspólne plany oraz decyzje spowodowały zmianę mojego myślenia. Odpowiednio przygotowany i z żelazną konsekwencją zrealizowany program okazały się strzałem w dziesiątkę. Poza tym jako trener w Danii nie muszę się zajmować sprawami, które robią trenerzy polskich reprezentacji – martwić się o ponton, transport, być mechanikiem, fizjoterapeutą, marketingowcem. Koncentruję się na treningach i startach […]. W pracy szkoleniowca realizuję zasadę: sięgaj po to, czego tobie jako zawodnikowi brakowało.

 

– W trenerskim olimpijskim debiucie osiągnąłeś siódme miejsce, apetyt rośnie…

 

– Zdecydowanie! Teraz śmiało marzę o medalu.

 

17 września 2021 r.