Wywiad tygodnia

Fot. Szymon Zdziebło/tarantoga.pl dla UMWKP
Fot. Szymon Zdziebło/tarantoga.pl dla UMWKP

Temperament do Donizettiego, serce do Moniuszki

Rozmowa z Aleksandrem Kamedulskim, śpiewakiem operowym, stypendystą marszałka województwa

Rozmowa z Aleksandrem Kamedulskim, śpiewakiem operowym (baryton), studentem  Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i słynnej mediolańskiej Civica Scuola di Musica Claudio Abbado, stypendystą marszałka województwa

 

Koncerty w kraju i za granicą, a teraz dostał się pan do prestiżowego konserwatorium we Włoszech – jest pan u progu znakomicie się zapowiadającej międzynarodowej kariery. Na kim się pan wzoruje? Na jakie wielkie role ma pan ochotę?

 

Bardzo dziękuję za miłe słowa. Międzynarodowa kariera jest oczywiście rzeczą bardzo przyjemną, ale nie zapominajmy, że w świecie opery jest najczęściej tylko skutkiem ubocznym rzetelnej pracy artystycznej, dobrej techniki i talentu. Wielcy polscy śpiewacy potwierdzą, że za ich karierami kryją się długie lata występów w rolach mniejszych i większych. Czy jest mi dana tzw. „międzynarodowa kariera”? Nie ode mnie to zależy… choć każdy adept o tym skrycie marzy. Na szczęście dzięki autorytetom jest nam łatwiej na artystycznej drodze.

 

Wiele inspiracji czerpię od początku mojej przygody ze śpiewem z pięknego głosu prof. Wiesława Bednarka, w którego klasie skończyłem studia I stopnia i którego jestem muzycznym wychowankiem. Imponują mi bardzo nasi polscy wielcy śpiewacy – panowie Piotr Beczała, Artur Ruciński i wielu innych. Z przyjemnością słucham też wybitnych pianistów, orkiestr prowadzonych przez wspaniałych dyrygentów – wspomnę tu Herberta von Karajana i patrona mojej obecnej uczelni w Mediolanie – Claudio Abbado. Jeśli chodzi o mój wymarzony repertuar, to wspaniale byłoby występować w operach kompozytorów włoskich. Uwielbiam Verdiego, Donizettiego. Jednak gdy słyszę arię Miecznika Moniuszki szybko o nich zapominam i otwieram partyturę „Strasznego Dworu”!

 

Rozmowa z Aleksandrem Kamedulskim, śpiewakiem operowym (baryton), studentem  Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i słynnej mediolańskiej Civica Scuola di Musica Claudio Abbado, stypendystą marszałka województwa   Koncerty w kraju i za granicą, a teraz dostał się pan do prestiżowego konserwatorium we Włoszech – jest pan u progu znakomicie się zapowiadającej międzynarodowej kariery. Na kim się pan wzoruje? Na jakie wielkie role ma pan ochotę?  Bardzo dziękuję za miłe słowa. Międzynarodowa kariera jest oczywiście rzeczą bardzo przyjemną, ale nie zapominajmy, że w świecie opery jest najczęściej tylko skutkiem ubocznym rzetelnej pracy artystycznej, dobrej techniki i talentu. Wielcy polscy śpiewacy potwierdzą, że za ich karierami kryją się długie lata występów w rolach mniejszych i większych. Czy jest mi dana tzw. „międzynarodowa kariera”? Nie ode mnie to zależy… choć każdy adept o tym skrycie marzy. Na szczęście dzięki autorytetom jest nam łatwiej na artystycznej drodze.   Wiele inspiracji czerpię od początku mojej przygody ze śpiewem z pięknego głosu prof. Wiesława Bednarka, w którego klasie skończyłem studia I stopnia i którego jestem muzycznym wychowankiem. Imponują mi bardzo nasi polscy wielcy śpiewacy - panowie Piotr Beczała, Artur Ruciński i wielu innych. Z przyjemnością słucham też wybitnych pianistów, orkiestr prowadzonych przez wspaniałych dyrygentów - wspomnę tu Herberta von Karajana i patrona mojej obecnej uczelni w Mediolanie – Claudio Abbado. Jeśli chodzi o mój wymarzony repertuar, to wspaniale byłoby występować w operach kompozytorów włoskich. Uwielbiam Verdiego, Donizettiego. Jednak gdy słyszę arię Miecznika Moniuszki szybko o nich zapominam i otwieram partyturę „Strasznego Dworu”!  Nad czym pan obecnie pracuje?  Bardzo dobrze czuję się w muzyce romantycznej. Ekspresja charakterystyczna dla tej epoki jest zgodna z moim temperamentem, dlatego śpiewanie np. arii Donizettiego, pieśni Schuberta to dla mnie czysta przyjemność, bo mogę pozwolić sobie na emocjonalną wylewność oraz prowadzić linię melodyczną tak, jak każe mi serce. Nie ukrywam, że mam też słabość do polskich pieśni, m.in. patriotycznych, i staram się często je wykonywać. W tej chwili pracuję głównie nad repertuarem włoskim, który jest zalecany w okresie nauki śpiewu, również ze względu na melodyjny język włoski, który bardzo ułatwia proces nauki bel canto.  Jakiej muzyki słucha pan prywatnie?   Prywatnie słucham muzyki klasycznej, głównie fortepianowej i symfonicznej, naturalnie lubię też operę, ale zdradzę nieśmiało, że w letnie wieczory delektuję się głośną muzyką latynoską, tangami, Frankiem Sinatrą, a dla spokoju nawet chorałem gregoriańskim!   Gdy słucham muzyki kwestie techniczne, warsztatowe i zapis nutowy nie są dla mnie najważniejsze. Przyjemność czerpię przede wszystkim z talentu słuchanego artysty, jego charyzmy i wewnętrznej pasji.     Polacy szturmem biorą wielkie sceny operowe – mamy znakomitych tenorów, znakomite soprany – ma pan szanse do nich dołączyć. Ma pan tremę?   Trema jest powszednim uczuciem dla wszystkich osób występujących publicznie. Ważne tylko, żeby nie była paraliżująca. Każda inna ma dobre konsekwencje! Na szczęście Włosi, z którymi mam teraz codziennie kontakt, promieniują radością, spokojem, co daje dużo komfortu. Choć oczywiście i wśród naszych rodaków znajdą się artyści optymiści. Najważniejsze przecież, żeby nigdy nie tracić nadziei!  27 października 2017 r. Rozmowa z Aleksandrem Kamedulskim, śpiewakiem operowym (baryton), studentem  Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i słynnej mediolańskiej Civica Scuola di Musica Claudio Abbado, stypendystą marszałka województwa   Koncerty w kraju i za granicą, a teraz dostał się pan do prestiżowego konserwatorium we Włoszech – jest pan u progu znakomicie się zapowiadającej międzynarodowej kariery. Na kim się pan wzoruje? Na jakie wielkie role ma pan ochotę?  Bardzo dziękuję za miłe słowa. Międzynarodowa kariera jest oczywiście rzeczą bardzo przyjemną, ale nie zapominajmy, że w świecie opery jest najczęściej tylko skutkiem ubocznym rzetelnej pracy artystycznej, dobrej techniki i talentu. Wielcy polscy śpiewacy potwierdzą, że za ich karierami kryją się długie lata występów w rolach mniejszych i większych. Czy jest mi dana tzw. „międzynarodowa kariera”? Nie ode mnie to zależy… choć każdy adept o tym skrycie marzy. Na szczęście dzięki autorytetom jest nam łatwiej na artystycznej drodze.   Wiele inspiracji czerpię od początku mojej przygody ze śpiewem z pięknego głosu prof. Wiesława Bednarka, w którego klasie skończyłem studia I stopnia i którego jestem muzycznym wychowankiem. Imponują mi bardzo nasi polscy wielcy śpiewacy - panowie Piotr Beczała, Artur Ruciński i wielu innych. Z przyjemnością słucham też wybitnych pianistów, orkiestr prowadzonych przez wspaniałych dyrygentów - wspomnę tu Herberta von Karajana i patrona mojej obecnej uczelni w Mediolanie – Claudio Abbado. Jeśli chodzi o mój wymarzony repertuar, to wspaniale byłoby występować w operach kompozytorów włoskich. Uwielbiam Verdiego, Donizettiego. Jednak gdy słyszę arię Miecznika Moniuszki szybko o nich zapominam i otwieram partyturę „Strasznego Dworu”!  Nad czym pan obecnie pracuje?  Bardzo dobrze czuję się w muzyce romantycznej. Ekspresja charakterystyczna dla tej epoki jest zgodna z moim temperamentem, dlatego śpiewanie np. arii Donizettiego, pieśni Schuberta to dla mnie czysta przyjemność, bo mogę pozwolić sobie na emocjonalną wylewność oraz prowadzić linię melodyczną tak, jak każe mi serce. Nie ukrywam, że mam też słabość do polskich pieśni, m.in. patriotycznych, i staram się często je wykonywać. W tej chwili pracuję głównie nad repertuarem włoskim, który jest zalecany w okresie nauki śpiewu, również ze względu na melodyjny język włoski, który bardzo ułatwia proces nauki bel canto.  Jakiej muzyki słucha pan prywatnie?   Prywatnie słucham muzyki klasycznej, głównie fortepianowej i symfonicznej, naturalnie lubię też operę, ale zdradzę nieśmiało, że w letnie wieczory delektuję się głośną muzyką latynoską, tangami, Frankiem Sinatrą, a dla spokoju nawet chorałem gregoriańskim!   Gdy słucham muzyki kwestie techniczne, warsztatowe i zapis nutowy nie są dla mnie najważniejsze. Przyjemność czerpię przede wszystkim z talentu słuchanego artysty, jego charyzmy i wewnętrznej pasji.     Polacy szturmem biorą wielkie sceny operowe – mamy znakomitych tenorów, znakomite soprany – ma pan szanse do nich dołączyć. Ma pan tremę?   Trema jest powszednim uczuciem dla wszystkich osób występujących publicznie. Ważne tylko, żeby nie była paraliżująca. Każda inna ma dobre konsekwencje! Na szczęście Włosi, z którymi mam teraz codziennie kontakt, promieniują radością, spokojem, co daje dużo komfortu. Choć oczywiście i wśród naszych rodaków znajdą się artyści optymiści. Najważniejsze przecież, żeby nigdy nie tracić nadziei!  27 października 2017 r. Rozmowa z Aleksandrem Kamedulskim, śpiewakiem operowym (baryton), studentem  Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i słynnej mediolańskiej Civica Scuola di Musica Claudio Abbado, stypendystą marszałka województwa   Koncerty w kraju i za granicą, a teraz dostał się pan do prestiżowego konserwatorium we Włoszech – jest pan u progu znakomicie się zapowiadającej międzynarodowej kariery. Na kim się pan wzoruje? Na jakie wielkie role ma pan ochotę?  Bardzo dziękuję za miłe słowa. Międzynarodowa kariera jest oczywiście rzeczą bardzo przyjemną, ale nie zapominajmy, że w świecie opery jest najczęściej tylko skutkiem ubocznym rzetelnej pracy artystycznej, dobrej techniki i talentu. Wielcy polscy śpiewacy potwierdzą, że za ich karierami kryją się długie lata występów w rolach mniejszych i większych. Czy jest mi dana tzw. „międzynarodowa kariera”? Nie ode mnie to zależy… choć każdy adept o tym skrycie marzy. Na szczęście dzięki autorytetom jest nam łatwiej na artystycznej drodze.   Wiele inspiracji czerpię od początku mojej przygody ze śpiewem z pięknego głosu prof. Wiesława Bednarka, w którego klasie skończyłem studia I stopnia i którego jestem muzycznym wychowankiem. Imponują mi bardzo nasi polscy wielcy śpiewacy - panowie Piotr Beczała, Artur Ruciński i wielu innych. Z przyjemnością słucham też wybitnych pianistów, orkiestr prowadzonych przez wspaniałych dyrygentów - wspomnę tu Herberta von Karajana i patrona mojej obecnej uczelni w Mediolanie – Claudio Abbado. Jeśli chodzi o mój wymarzony repertuar, to wspaniale byłoby występować w operach kompozytorów włoskich. Uwielbiam Verdiego, Donizettiego. Jednak gdy słyszę arię Miecznika Moniuszki szybko o nich zapominam i otwieram partyturę „Strasznego Dworu”!  Nad czym pan obecnie pracuje?  Bardzo dobrze czuję się w muzyce romantycznej. Ekspresja charakterystyczna dla tej epoki jest zgodna z moim temperamentem, dlatego śpiewanie np. arii Donizettiego, pieśni Schuberta to dla mnie czysta przyjemność, bo mogę pozwolić sobie na emocjonalną wylewność oraz prowadzić linię melodyczną tak, jak każe mi serce. Nie ukrywam, że mam też słabość do polskich pieśni, m.in. patriotycznych, i staram się często je wykonywać. W tej chwili pracuję głównie nad repertuarem włoskim, który jest zalecany w okresie nauki śpiewu, również ze względu na melodyjny język włoski, który bardzo ułatwia proces nauki bel canto.  Jakiej muzyki słucha pan prywatnie?   Prywatnie słucham muzyki klasycznej, głównie fortepianowej i symfonicznej, naturalnie lubię też operę, ale zdradzę nieśmiało, że w letnie wieczory delektuję się głośną muzyką latynoską, tangami, Frankiem Sinatrą, a dla spokoju nawet chorałem gregoriańskim!   Gdy słucham muzyki kwestie techniczne, warsztatowe i zapis nutowy nie są dla mnie najważniejsze. Przyjemność czerpię przede wszystkim z talentu słuchanego artysty, jego charyzmy i wewnętrznej pasji.     Polacy szturmem biorą wielkie sceny operowe – mamy znakomitych tenorów, znakomite soprany – ma pan szanse do nich dołączyć. Ma pan tremę?   Trema jest powszednim uczuciem dla wszystkich osób występujących publicznie. Ważne tylko, żeby nie była paraliżująca. Każda inna ma dobre konsekwencje! Na szczęście Włosi, z którymi mam teraz codziennie kontakt, promieniują radością, spokojem, co daje dużo komfortu. Choć oczywiście i wśród naszych rodaków znajdą się artyści optymiści. Najważniejsze przecież, żeby nigdy nie tracić nadziei!  27 października 2017 r.

Fot. Szymon Zdziebło/tarantoga.pl dla UMWKP

 

Nad czym pan obecnie pracuje?

 

Bardzo dobrze czuję się w muzyce romantycznej. Ekspresja charakterystyczna dla tej epoki jest zgodna z moim temperamentem, dlatego śpiewanie np. arii Donizettiego, pieśni Schuberta to dla mnie czysta przyjemność, bo mogę pozwolić sobie na emocjonalną wylewność oraz prowadzić linię melodyczną tak, jak każe mi serce. Nie ukrywam, że mam też słabość do polskich pieśni, m.in. patriotycznych, i staram się często je wykonywać. W tej chwili pracuję głównie nad repertuarem włoskim, który jest zalecany w okresie nauki śpiewu, również ze względu na melodyjny język włoski, który bardzo ułatwia proces nauki bel canto.

 

Jakiej muzyki słucha pan prywatnie?

 

Prywatnie słucham muzyki klasycznej, głównie fortepianowej i symfonicznej, naturalnie lubię też operę, ale zdradzę nieśmiało, że w letnie wieczory delektuję się głośną muzyką latynoską, tangami, Frankiem Sinatrą, a dla spokoju nawet chorałem gregoriańskim!

 

Gdy słucham muzyki kwestie techniczne, warsztatowe i zapis nutowy nie są dla mnie najważniejsze. Przyjemność czerpię przede wszystkim z talentu słuchanego artysty, jego charyzmy i wewnętrznej pasji.   

 

Fot. Szymon Zdziebło/tarantoga.pl dla UMWKP

Fot. Szymon Zdziebło/tarantoga.pl dla UMWKP

 

Polacy szturmem biorą wielkie sceny operowe – mamy znakomitych tenorów, znakomite soprany – ma pan szanse do nich dołączyć. Ma pan tremę?

 

Trema jest powszednim uczuciem dla wszystkich osób występujących publicznie. Ważne tylko, żeby nie była paraliżująca. Każda inna ma dobre konsekwencje! Na szczęście Włosi, z którymi mam teraz codziennie kontakt, promieniują radością, spokojem, co daje dużo komfortu. Choć oczywiście i wśród naszych rodaków znajdą się artyści optymiści. Najważniejsze przecież, żeby nigdy nie tracić nadziei!

 

27 października 2017 r.